Podczas ostatniej sesji rady gminy wójt Ewelina Stobiecka poinformowała, że kierowany przez nią urząd musi zapłacić 1,1 mln zł konsorcjum dwóch firm, które w 2019 roku wykonywało termomodernizację Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Miedźnie. Miało to być konsekwencją zapadłego 17 września wyroku i jak stwierdziła, odpowiedzialnością za taki stan rzeczy obarcza poprzedniego wójta Piotra Derejczyka. Wtórował jej przewodniczący Zbigniew Graj, który w jeszcze bardziej emocjonalnym tonie podkreślał, że tak się kończy udowadnianie przez Derejczyka swoich racji za wszelką cenę. – Ta cena to 1,1 mln zł, którą my, jako gmina, musimy zapłacić – grzmiał. Z ław radnych podniosły się również głosy o zgłoszenie tych okoliczności do prokuratury i pociągnięcie byłego włodarza do odpowiedzialności karnej. Tylko czy jest za co? I kto faktycznie miał rację?
Fakty są takie, że sąd w istocie zasądził na rzecz konsorcjum kwotę 795 tys. zł, co wraz z odsetkami daje faktycznie kwotę 1,1 mln zł. Tyle że gmina nie przegrała tej sprawy w sądzie, bo to był wyrok w pierwszej instancji, ale wójt Stobiecka zawarła 23 października z konsorcjum umowę pozasądową, uznając de facto wyrok. Jak stwierdziła, apelacja mogłaby się ciągnąć, co mogłoby skutkować koniecznością zapłaty większych odsetek, jeden z konsorcjantów już złożył apelację, a po podpisaniu ugody zdecydował się ją wycofać. Ugoda, jej zdaniem, zamykała sprawę.
Nikt nie kwestionuje takiego sposobu załatwienia sporu. W końcu wójt Stobiecka nie wyczerpując drogi sądowej i podpierając się konsultacjami z prawnikami, sama wybrała takie rozwiązanie. Warto się jednak przyjrzeć bliżej sprawie, bo skoro jeden z konsorcjantów złożył apelację, jak stwierdziła wójt, to wprost nasuwa się myśl, że wynik postępowania po prostu był dla konsorcjum niekorzystny. I to pomimo zasądzenia na rzecz konsorcjum sporej przecież kwoty.
Redakcja wystąpiła do sądu o przesłanie uzasadnienia. Jak się okazało, żądania konsorcjum zostały zaspokojone w przybliżeniu tylko w 25 proc. wysokości dochodzonego roszczenia, a koszty sądowe zostały wzajemnie zniesione. Do procesu konsorcjum dołożyło więc prawie 100 tys. zł. Gminę spór sądowy kosztował około 33 tys. zł. Nic dziwnego więc, że firmy chciały składać apelację.
Stobiecka na sesji wyrok sądu odczytała. Szkoda jednak, że przy okazji nie odczytała jego uzasadnienia, choć je okazała zgromadzonym, bo to z pewnością rzuciłoby prawdziwe światło na istotę sądowego sporu pomiędzy gminą a konsorcjum i faktyczne rozstrzygnięcie, jakie przyjął wymiar sprawiedliwości.
Ogólnie rzecz ujmując, w trzyletnim sporze pomiędzy konsorcjum a jednostką samorządu terytorialnego zapadł wyrok częściowo przyznający racje obu stronom, jednak z kluczowym rozstrzygnięciem na korzyść gminy. Sąd uznał, że odstąpienie od umowy przez konsorcjum było nieważne i nie wywołało skutków prawnych.
Sprawa dotyczyła realizacji inwestycji budowlanych na podstawie dwóch umów, których rozliczenia, w ocenie konsorcjum, nie zostały w pełni zrealizowane przez gminę. 31 sierpnia 2021 roku złożyło więc ono do sądu pozew, domagając się od gminy zapłaty astronomicznej kwoty 1,42 mln zł wraz z odsetkami z tytułu wykonania umowy, robót dodatkowych, odsetek za opóźnienie zapłaty i kary umownej z tytułu odstąpienia od umowy z winy gminy oraz niemal 315 tys. zł wraz z odsetkami tytułem zwrotu wypłaconych przez gminę gwarancji należytego wykonania umowy. Konsorcjum dochodziło więc razem niemal 1,74 mln zł wraz z odsetkami oraz zasądzenia kosztów procesu.
Z kolei gmina domagała się oddalenia powództwa, podniosła zarzut potrącenia kar umownych za zwłokę w wykonaniu inwestycji oraz wskazała na szereg uchybień po stronie konsorcjum, takich jak brak ukończenia części prac i nieprawidłowo wystawione faktury VAT.
Konsorcjum za wykonanie termomodernizacji szkoły miało otrzymać wynagrodzenie ryczałtowe w wysokości prawie 3,5 mln zł. W umowie określono termin ukończenia prac na 28 czerwca 2019 roku, który następnie został przedłużony do 20 sierpnia. W tym terminie wykonawca zobowiązany był ukończyć wszystkie roboty i przekazać całość dokumentów odbiorowych, uzyskując potwierdzenie tego faktu końcowym protokołem odbioru. Określone zostało także, że wysokość wynagrodzenia może ulec zmianie w razie wykonania robót dodatkowych, zamiennych lub zaniechania wykonania części robót. Konsorcjum złożyło jednak 19 sierpnia oświadczenie o odstąpieniu od umowy.
Wykonawca zobowiązał się także do wniesienia przed zawarciem umowy zabezpieczenia na poczet należytego wykonania umowy w wysokości 9 proc. ceny, czyli około 315 tys. zł oraz udzielił gminie rękojmi za wady fizyczne przedmiotu umowy na okres sześciu lat od dnia podpisania protokołu końcowego. W związku z tym zobowiązał się do ustanowienia gwarancji ubezpieczeniowej na kwotę prawie 95 tys. zł.
Sąd szczegółowo przeanalizował kwestie związane z odstąpieniem przez konsorcjum od umowy. Kluczowym elementem sporu była decyzja wykonawcy o rozwiązaniu umowy dzień przed upływem terminu na ukończenie prac. Firmy argumentowały, że odstąpienie było uzasadnione obawami o brak zapłaty wynagrodzenia, wynikającymi z niezgodnego z umową dokumentu gwarancyjnego dostarczonego przez gminę.
Sąd nie podzielił tej argumentacji. Wskazał, że konsorcjum kontynuowało prace przez trzy miesiące po otrzymaniu gwarancji, co świadczyło o akceptacji warunków przedstawionych przez gminę. Decyzję o odstąpieniu uznano za próbę uniknięcia odpowiedzialności za zwłokę w realizacji umowy, czyli de facto przyznano rację argumentom podnoszonym przez Derejczyka i gminę.
Sąd uznał, że odstąpienie od umowy było nieważne, wskazując, że takie działanie stanowiło nadużycie prawa. Orzeczenie odnosiło się do zasady lojalności kontrahentów i podkreślało, że działania konsorcjum miały na celu uniknięcie negatywnych konsekwencji prawnych wynikających z niedotrzymania terminu ukończenia robót. Sąd uznał jednakże, że termin realizacji inwestycji powinien być częściowo wydłużony ze względu na wykonane przez konsorcjum roboty zamienne, nieokreślone wcześniej w dokumentacji projektowej. Przyjął więc, że konsorcjum powinno się uporać z wszystkimi pracami do 21 września 2019 roku. I to właśnie od tego momentu gmina mogła naliczyć kary umowne.
Gmina początkowa naliczyła ponad 612 tys. zł tychże kar, od 1 sierpnia 2019 roku do 27 października 2019 roku, gdyż konsorcjum gotowość odbiorową osiągnęło 28 października. Ostatecznie samorząd, według sądu, miał prawo naliczyć kary umowne za trzydzieści siedem dni w wysokości 257,5 tys. zł, od dnia 21 września 2019 roku. Tę kwotę skład orzekający jeszcze, zgodnie z wnioskiem konsorcjum, miarkował i ostatecznie ustalił na poziomie 175 tys. zł.
Na podstawie przeprowadzonych dowodów, w tym opinii biegłego, sąd ustalił, że konsorcjum miało prawo do wynagrodzenia w wysokości 3,475 mln zł, pomniejszonego o koszty robót zaniechanych, zasadnie naliczonych kar umownych i kosztów wykonania zastępczego. Uwzględniając dotychczasowe płatności gminy w wysokości 2,79 mln zł, sąd zasądził na rzecz konsorcjum kwotę 481 tys. zł. Przypomnijmy, że początkowo wnioskowało ono o ponad 682 tys. zł z tytuły samego wykonania umowy termomodernizacji. Dodatkowo przyznał konsorcjum sporne 10,2 tys. zł z drugiej umowy dotyczącej wymiany stolarki okiennej oraz montażu rolet oraz 83,2 tys. zł z tytułu wykonania robót dodatkowych, choć pierwotnie konsorcjum żądało 120 tys. zł za te dodatkowe prace.
Osobną kwestią jest sprawa kwoty 315 tys. zł tytułem zwrotu wypłaconego przez gminę zabezpieczenia należytego wykonania umowy. To tak naprawdę były pieniądze spółek, które gmina potrąciła uważając, że firmy niewłaściwie wykonały umowę. I tutaj samorząd ugrał kolejne 95 tys. zł, gdyż sąd uznał racje gminy i potrącił sumę zabezpieczenia roszczeń z tytułu rękojmi za wady przedmiotu umowy. Z 315 tys. zł zostało więc 220 tys. zł. W pozostałym zakresie pozwu sąd oddalił żądania konsorcjum uznając je za bezzasadne.
Podsumowując więc, z żądanej w pozwie kwoty 1,74 mln zł plus odsetki konsorcjum otrzymało wyłącznie 795 tys. zł plus oczywiście odsetki do dnia zapłaty. Jak wyliczyła gmina, dało to w sumie 1,1 mln zł.
Jest jeszcze jeden aspekt. Problem nieprawidłowo wystawianych przez konsorcjum faktur. Jak podkreślił sąd, konsorcjum wielokrotnie wystawiało faktury VAT niezgodne z przepisami, co uniemożliwiło gminie ich rozliczenie. Faktury wystawiane były przed uzyskaniem protokołu odbioru prac, a ich łączna wysokość przekraczała wartość zobowiązania gminy. Sąd podkreślił, że protokół odbioru był warunkiem koniecznym do uzyskania wynagrodzenia, a brak jego uzyskania obciążał wykonawcę. Ponadto korekty faktur dokonane przez konsorcjum w grudniu 2019 roku również nie spełniały wymogów formalnych, co uniemożliwiło ich uwzględnienie.
Biegły stwierdził, że gotowość odbiorową konsorcjum osiągnęło 28 października 2019 roku. Po tej dacie jednak nigdy nie wzywało gminy do dokonania odbioru, a tym samym nie nabyło uprawienia do dokonania odbioru jednostronnego i w ten sposób nabycia uprawnienia do wystawienia faktury na poczet wynagrodzenia. Bezsporną część wynagrodzenia gmina wypłaciła 30 października 2020 roku.
Warto przy tej okazji pobawić się w czysto hipoteczne wyliczenia. Zapłacone wykonawcy 2,79 mln zł plus zapłacone teraz 1,1 mln zł daje łącznie około 3,89 mln zł. Tylko, że w tej kwocie zawiera się także zabezpieczenie od firm, które gmina pobrała, a które de facto stanowiły środki firm i musiałyby być im zwrócone w przypadku właściwego i bezspornego wykonania zlecenia. Po uznanym przez sąd potrąceniu w wysokości 95 tys. zł do zwrotu zostało 220 tys. zł. Odejmując to, to wychodzi 3,67 mln zł, które gmina de facto zapłaciła konsorcjum ze środków własnych.
Gdyby gmina zapłaciła bezspornie całość kontraktu wykonawcy, czyli 3,5 mln zł plus żądane 120 tys. zł za roboty dodatkowe, to realizacja termomodernizacji szkoły w Miedźnie dałaby łącznie sumę 3,62 mln zł.
Sprawa iście skomplikowana. To trzeba przyznać. W świetle tak licznych spornych kwestii bez rozstrzygnięcia sądu i tak by się prawdopodobnie nie obyło. Temida przyznała, że konsorcjum odstąpiło od umowy niezgodnie z prawem, naliczenie kar umownych było przez gminę w części zasadne, podobnie jak wykonawcom należała się zapłata za zakres wykonanych prac i zwrot części wypłaconego przez gminę w 2019 roku zabezpieczenia na poczet należytego wykonania umowy. Zresztą tego ostatniego argumentu na etapie procesu gmina nie kwestionowała.
Co jest jednak pewne po tym wyroku sądu? To, że Derejczyk swoim uporem nie działał na szkodę gminy. Wręcz przeciwnie. Miał, jak widać, sporo racji. Będąc wójtem musiał trzymać się ściśle określonych procedur. Wypłata pieniędzy bez prawidłowo wystawionych rachunków i protokołu odbioru prac byłaby przestępstwem i naruszeniem dyscypliny finansów publicznych. Co istotne, gminie groziłaby utrata sporego dofinansowania unijnego na to zadanie.
Najlepiej powinna o tym wiedzieć skarbnik Grażyna Borycka, bez której podpisu żadne pieniądze z gminy wyjść nie mogły. Wiedziała to w 2019 roku, kiedy odsyłane były wykonawcom nieprawidłowo wystawione faktury. Na ostatniej sesji jednak, w temacie sporu sądowego z konsorcjum, milczała jak trusia. Bała się przed nową radą artykułować argumenty, których była pewna jeszcze w 2019 roku?
O tym powinni wiedzieć też radni, a na pewno powinni przeczytać uzasadnienie sądu, zwłaszcza gdy jest się przewodniczącym rady. Takie emocjonalne rzucanie oskarżeń przez wójt Stobiecką i przewodniczącego Graja, to te osoby, w świetle wyroku sądu, naraża co najmniej na proces o naruszenie dóbr osobistych byłego wójta.