fbpx

Miedźno

Jak dzieci w piaskownicy. Radni z PSL-u skompromitowali się na własne życzenie

fot. Shutterstock

Piątkowa sesja rady gminy przejdzie do historii jako prawdopodobnie jedna z najbardziej kuriozalnych w historii lokalnego samorządu. To za sprawą ósemki radnych, którzy najpierw zgłosili projekt uchwały o drastycznym obniżeniu wynagrodzenia wójta Piotra Derejczyka, wprowadzili ją do porządku obrad, a w finale – po ponad dwugodzinnej dyskusji, fali krytyki ze strony pozostałej siódemki radnych i odparciu stawianych zarzutów przez wójta – nie chcieli nad nią głosować. Kolejna odsłona politycznej wojny z włodarzem skończyła się totalną kompromitacją wnioskodawców.

Projekt uchwały mający o niemal 50 proc. obniżyć wynagrodzenie Derejczyka złożyło sześcioro radnych, którzy w 2018 roku objęli mandat z listy wyborczej Polskiego Stronnictwa Ludowego. To Zbigniew Graj, Konrad Puchała, Anna Chudaszek, Elżbieta Makles, Zbigniew Ciesielski i Waldemar Wosiński. Kolejne dwie – Ewelina Stobiecka oraz Małgorzata Szymonik – dostały się do rady z listy komitetu „Dobro Wspólne”, którego liderem był urzędujący włodarz. Po jakimś czasie zmieniły jednak front. Efektem tego było nieudzielenie w ubiegłym roku Derejczykowi absolutorium z wykonania budżetu i wotum zaufania. W świetle ostatnich wydarzeń trudno jest się oprzeć wrażeniu, że i wtedy partyjna kalkulacja i polityczne antagonizmy wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem.

Znamienne było nawet to, że nikt z wnioskodawców nie miał odwagi, by odczytać treść sformułowanych w uzasadnieniu wniesionej uchwały zarzutów. Musiał to z proceduralnego obowiązku uczynić przewodniczący Zdzisław Bęben. Ich osnową były twierdzenia niewłaściwego gospodarowania finansami gminy jak, ich zdaniem, zbędnych wydatków na mobilną kotłownię, usługi prawne, przyznanie nagród urzędnikom, zatrudnienie pełnomocników wójta, promocję gminy czy dokształcanie pracowników (w tym wójta). Kolejne wiązały się z rzekomym celowym utrudnianiem dostępu do informacji publicznej czy też dużej ilości unieważnianych uchwał rady gminy przez wojewodę.

Skąd właściwie wziął się konflikt pomiędzy Derejczykiem, a radnymi? Jego genezy wójt upatruje w ocenie pracy radnych, a konkretnie w jego propozycji transmitowania również obrad komisji rady gminy, co miało zapewnić transparentność procedowania. Radni zaoponowali.

– Obecni wnioskodawcy argumentowali, że dyskusje na komisjach będą pełniejsze, bardziej merytoryczne, gdy nie będzie transmisji. Nie są. Jak komisje trwały niecałą godzinę, tak tyle trwają nadal. Nadal króluje milczenie. Smutne to, ale niestety prawdziwe – podnosił w swoim wystąpieniu na sesji.

Piotr Derejczyk odniósł się w nim do wszystkich podniesionych przez wnioskodawców uchwały zarzutów. Podkreślił, że są kłamliwe i bezpodstawne, a w ogólnym rachunku dotyczą tylko dziewięciu promili przepracowanych w ciągu ostatnich dwóch lat prawie 79 mln zł budżetu samorządu. Jak podnosił, dzierżawa kotłowni kontenerowej była ubezpieczeniem na wypadek nieuruchomienia przed okresem grzewczym kotłowni w szkole w Miedźnie w czasie trwającej termomodernizacji placówki, wydatki na obsługę prawną zawierają w sobie także pomoc prawną dla mieszkańców gminy, jak również są skutkiem szeregu realizowanych przez samorząd inwestycji.

– Zarzucono mi także wypłatę nagród pracownikom samorządowym. To hipokryzja wnioskodawców. Zrobiłem to, bo dobra i ciężka praca i jej efekty wymagają nagrody. Realizujemy sporo inwestycji. Wymagają one od pracowników sporo wysiłku. Często wiąże się to z pracą po godzinach, kosztem ich życia rodzinnego. Zrobiłbym to jeszcze raz. Podkreślę to – dobra praca wymaga nagrody. Dobry pracownik wymaga uznania, bo sukcesy naszej gminy to zasługa naszych pracowników samorządowych. Dotyczą one zrealizowanych w tym czasie inwestycji na łączną kwotę ponad 14,5 mln zł. Stawiają go osoby, które do pracowitych, i mam tu na myśli ich pracę w radzie gminy, nie należą – podnosił włodarz, poddając jednocześnie swojej ocenie pracę radnych na rzecz gminy w minionych trzech latach.

Wójt ze skrupulatną dokładnością podał wysokości pobranych w tym czasie diet i odniósł te wartości w przeliczeniu na wypłaconą radnym stawkę za każdą godzinę poświęconą pracy radnego. Wyliczonych kwot nie powstydziliby się nawet dobrzy polscy prawnicy.

Elżbieta Makles, która zasłynęła ostatnio tym, że w czasie sesji rady gminy potrafi także obsługiwać klientów w prowadzonym przez siebie przycmentarnym sklepie, choć dieta radnego ma co do zasady kompensować ubytek w dochodach zawodowych z tytułu czasu poświęconego gminie, obecna była na sesjach i komisjach rady w minionych trzech latach łącznie przez 78 godzin. Pobrała za to prawie 21,9 tys. zł, co w przeliczeniu dało niemal 288 zł stawki godzinowej wynagrodzenia. Analogicznie Anna Chudaszek – 80,5 godziny i prawie 272 zł za godzinę, Zbigniew Graj – 86,5 godziny i ponad 24 tys. zł diet, a na godzinę prawie 281 zł, Ewelina Stobiecka – łącznie 97 godzin, również ponad 24 tys. zł diet, a stawka godzinowa ponad 249 zł. Małgorzata Szymonik przepracowała 113 godzin (wynagrodzenie 189 zł za każdą z godzin), Konrad Puchała – 77,5 godziny (stawka prawie 315 zł), Waldemar Wosiński – 83,5 godziny (niemal 292 zł za godzinę). Niechlubnym rekordzistą okazał się Zbigniew Ciesielski, łącznie obecny przez trzy lata na posiedzeniach rady i komisjach tylko 67,5 godziny. Wysokość stawki godzinowej pobranej diety wyniosła w jego przypadku ponad 324 zł.

– W świetle tej „pracowitości” widać jak wyssany z palca jest zarzut podjęcia przeze mnie studiów MBA. Będąc wójtem, stale trzeba powiększać swoją wiedzę i umiejętności. Współczesne czasy, to czasy ciągłej nauki. Jak chce się realizować tak duże zadania, jakie nasza gmina zaczęła, to trzeba wiedzieć jak to robić. To było 600 godzin zajęć, warsztatów dydaktycznych z wybitnymi wykładowcami. Oczywiście są to studia drogie, ale ja ich nie wybrałem dla przyjemności, tylko kierując się potrzebami naszej gminy. Po to, by nie wydawać w przyszłości znacznie większych pieniędzy na zewnętrzne usługi doradcze. Tak, jak każdej zatrudnionej w urzędzie osobie przysługuje mi prawo do sfinansowania doskonalenia zawodowego przez pracodawcę. To wszystko było ujęte w budżecie – odparł Piotr Derejczyk.

Za szczególnie haniebny zarzut wójt uznał wypłaty nieco ponad 31 tys. zł ekwiwalentu za niewykorzystany przez pracowników urzędu urlop. Ósemka radnych w swojej zawziętości i niechęci do wójta naruszyła bowiem pamięć po Andrzeju Klucznym, zmarłym w 2019 roku po ciężkiej chorobie, niezwykle szanowanym wieloletnim skarbniku gminy. Na znaczną część tej sumy składał się bowiem właśnie ekwiwalent pieniężny, który urząd wypłacił rodzinie zmarłego. Pozostałą część otrzymał także ciężko chory były pracownik, który przed przejściem na rentę inwalidzką ponad pięćset dni znajdował się na świadczeniu chorobowym. Czy radni, przygotowując uzasadnienie uchwały, tego nie sprawdzili? Na ślepo sformułowali zarzut? Miało wyjść strasznie, a wyszło niestety niesmacznie.

– Jak miałem w 2019 roku udzielić urlopu Andrzejowi, który zmarł w konsekwencji ciężkiej choroby? – pytał retorycznie włodarz radnych. – Ekwiwalent wypłaciłem rodzinie Andrzeja po jego śmierci, bo tak stanowi prawo – wyjaśniał wyraźnie zdegustowany Derejczyk.

Na sesji nie brakowało więc emocji. Ze strony ósemki radnych, poza sformułowanymi w uzasadnieniu, przebijały głównie osobiste żale i słowa o urażonych ambicjach. Niestety, z dużą szkodą dla wizerunku samej rady, co podkreślali pozostali radni.

– Państwo radni z Ostrów, obejrzyjcie się za siebie i przed siebie. Jak my teraz się spotkamy po tej pandemii w gminie? Jak my będziemy patrzeć jeden na drugiego. Ta rada jest skłócona. W tamtej kadencji nie było tego, co jest teraz. Co wyście zrobili z wójtem? Mało inwestycji jest zrobionych? Co zrobiliście najlepszego? To poszło w całą Polskę, w cały świat – grzmiał Mirosław Zielonka.

Czy gremium rady może jeszcze merytorycznie pracować na rzecz gminy? Wójt nie ma wątpliwości, że nie. Ukształtowanie się nowej większości w radzie jest bowiem destrukcyjne. Podnosi, że w ósemce wnioskodawców nie ma żadnego oparcia, a odbiera jedynie krytykę. On sam nie zgadza się z takimi formami narzucenia woli przez radnych, próbami rządzenia bez ponoszenia przez nich jakiejkolwiek odpowiedzialności. Ta skupia się bowiem wyłącznie na nim. Zażądał wręcz przegłosowania referendum. Uważa, że tak narosły spór może rozstrzygnąć wyłącznie głos suwerena. Podobne wnioski sformułowała radna Agnieszka Szczypiór.

– Bardzo ciężka nastała teraz sytuacja w naszej radzie. Powstał podział, który nie jest dobry dla naszej dalszej współpracy. Czy to jest dobre rozwiązanie, aby każdy skakał sobie w tej radzie do gardeł? Gmina Miedźno wybrała wójta, więc proszę, szanujmy się. Nie widzę powodów, by obcinać pensję wójtowi. Każdy ma prawo oceniać, ale w naszej gminie się dzieje, jest dużo inwestycji. I w Mokrej, Miedźnie i w Ostrowach, gdzie wszystko tam wójt praktycznie zrobił, a teraz radne stają okoniem? Ja odczytuję, że to wszystko jest pod wpływem ludzi z zewnątrz. Jestem również za tym, by złożyć wniosek o odwołanie rady gminy, skoro takie sytuacje się dzieją – mówiła na sesji.

Czy obrona dokonań wójta przez siódemkę radnych i zapowiedź otwartości na referendum spowodowała, że wnioskodawcy zmienili zdanie? Czy wizja potencjalnej utraty funkcji i diety sprawiła, że się wystraszyli i zaczęli się wycofywać z podjęcia wniesionej uchwały? To można tylko domniemywać. Faktem jest jednak, że padały z ich ust słowa o tym, że trzeba usiąść do rozmów, spotkać się i „wyprać brudy”, by załagodzić konfliktową sytuację. W świetle takich zachowań trudno nie zgodzić się ze słowami Derejczyka, że ósemka radnych sprowadziła Radę Gminy Miedźno do poziomu piaskownicy. Czy dojdzie do referendum? To się zapewne wkrótce okaże.

Newsletter

Koronagorączka w Mykanowie. Wójt apeluje o zaprzestanie hejtu wobec chorych i ich rodzin

Mykanów

Maskpol na krawędzi bankructwa? W sprawie spółki interweniuje były wicepremier i minister obrony

Panki

Będą kosić i stawiać snopki. Starostwo szykuje na sobotę festiwal

Mykanów

Pobiegną w szczytnym celu. Mieszkańcy Garnka chcą pomóc 13-latce wygrać ze śmiertelną chorobą

Kłomnice

Newsletter