W ramach toczącej się kampanii prezydenckiej do regionu zawitał ubiegający się o najwyższy urząd w państwie lider PSL-u. Władysław Kosiniak-Kamysz spotkał się z dziennikarzami w Częstochowie, a następnie w Poraju z mieszkańcami i samorządowcami. – Jest zasadnicza różnica pomiędzy mną, a Andrzejem Dudą, który jest podwykonawcą woli prezesa Kaczyńskiego – przekonywał.
Polityk w pierwszej kolejności odniósł się do ataków na osoby ze środowiska LGBT, które w ostatnich dniach zdominowały medialną przestrzeń.
– Jeszcze raz wzywam wszystkich polityków, szczególnie kandydatów, żeby każdemu człowiekowi, niezależnie od jego poglądów, światopoglądów i preferencji, okazywali szacunek. To jest podstawa funkcjonowania w życiu politycznym, ale także w życiu społecznym. To jest podstawa naszego człowieczeństwa. Nie ma zgody na deptanie czyjekolwiek godności i szacunku – apelował Kosiniak-Kamysz.
Jak podkreślał, w jego opinii dyskusja została wygenerowana przez polityków, którzy boją się prawdziwych tematów. Choć, jak później zaznaczył, w przypadku gdyby na jego prezydenckie biurko trafił projekt ustawy o małżeństwach jednopłciowych, to sam by jej nie podpisał.
– Niech obóz rządzący, ale i prezydent Duda pokażą jaka jest sytuacja budżetu państwa i jak wyglądają finanse publiczne dzisiaj w dobie koronawirusa? Co z trzynastą emeryturą w przyszłym roku? Czy Polacy mają się obawiać kolejnych podwyżek za śmieci? Co z rekompensatami za prąd? Czy prawdą jest, że władze chcą wprowadzić podatek katastralny? Bo coraz więcej sygnałów odnośnie tego podatku się pojawia – grzmiał kandydat.
W jego opinii to właśnie zła sytuacja budżetowa zmusza Prawo i Sprawiedliwość do szukania tematów zastępczych, na których on nie zamierza się w ogóle skupiać. Jak mówił, interesują go tylko sprawy najważniejsze. Dlatego właśnie zdecydował się na start w nadchodzących wyborach.
– Moim nadrzędnym celem w polityce, nie od dziś, jest przywrócenie w Polsce braterstwa, normalności i współpracy. Chcę budować mosty pojednania, a nie mury nienawiści – deklarował.
Jak lider Polskiego Stronnictwa Ludowego zamierza to zrobić? Przede wszystkim pokonując kryzys ustrojowy i polityczny.
– Musimy dokonać zmian politycznych, żeby polityka stała się normalna. Trzeba zakończyć tę wojnę polsko-polską i pokazać jak można współpracować. Ja to udowadniałem przyjmując Kartę Dużej Rodziny, za którą wszyscy głosowali, ale także roczne urlopy macierzyńskie czy kosiniakowe tysiąc złotych na każde dziecko. To są projekty wokół których gromadziłem całą scenę polityczną. Więc mam pomysł jak wyjść z tego kryzysu – mówił.
Kosiniak-Kamysz chciałby również, aby raz do roku w Polsce odbywał się dzień referendalny. Od czasu koalicyjnego mariażu z Pawłem Kukizem, kandydat ludowców uważa, że o jest prawdziwe przejście do demokracji bezpośredniej.
– Drugi kryzys to jest kryzys gospodarczy, który w wielu kwestiach dotyka nasze rodzinne firmy – kontynuował. – W kwietniu 77 tysięcy firm zawiesiło swoją działalność. Kilkanaście tysięcy zrezygnowało z prowadzenia działalności. Pożyczka z urzędu pracy na poziomie 5 tys. zł to za mało, powinno być 50 tys. zł. Są na to pieniądze. Ponadto kwota wolna od podatku 8 tys. zł i dobrowolny ZUS. To są założenia i na czas kryzysu i na po kryzysie – wymieniał.
W opinii polityka, kryzys zdrowotny w czasie epidemii koronawirusa jeszcze bardziej ujawnił słabość rodzimej służby zdrowia. Podczas spotkania z dziennikarzami ubolewał, że brakuje lekarzy, pielęgniarek, personelu medycznego. Jako remedium na ten stan rzeczy uważa, że powinno postawić się na skrócenie specjalizacji, a także otwierać nowe kierunki kształcenia w dawnych miastach wojewódzkich.
– W 2030 roku średni wiek pielęgniarki będzie wynosił sześćdziesiąt lat. Dlatego trzeba stworzyć taki system, by zachęcić do podejmowania kształcenia na kierunku pielęgniarstwa. Konieczne jest dofinansowanie ochrony zdrowia i jej odbiurokratyzowanie, oddłużenie szpitali i podniesienie wynagrodzeń ze sztandarowym projektem 1,5 tys. zł jako premii dla bohatera – dodawał nadmieniając, że w jego programie są też rozwiązania, które dotyczą spraw samorządowych.
Kandydat ludowców przekonany jest, iż konieczna jest nowa ustawa o dochodach samorządu. W swoim wystąpieniu poświęcił uwagę kwestiom związanym z subwencją oświatową. Według niego powinna ona w stu procentach pokrywać wynagrodzenia nauczycieli.
– Wtedy jest szansa, że szkoły będą oddychać pełną piersią i będą mogły się rozwijać – akcentował Kosiniak-Kamysz.
Co kandydat proponuje dla subregionu częstochowskiego? Wbrew innym politykom nie będzie obiecywał, że na mapę Polski powróci województwo częstochowskie. Chce za to prowadzenia takiej polityki, która będzie wzmacniać subregion. Między innymi poprzez utworzenie filii kancelarii prezydenta w miastach wojewódzkich. Zarówno w tych obecnych, jak i byłych.
– Swój kapitał polityczny wielu polityków PiS-u zbijało na tym, że obiecywało powrót województwa częstochowskiego. Mając swojego prezydenta, parlament i rząd, przez cztery lata nawet nie było takiego wniosku. Nie dajcie się zwieść, nie wierzcie w te bajki, które są opowiadane po to tylko, żeby wygrywać wybory. To co można zrobić dzisiaj to wzmacniać stolice subregionu i sam subregion. Przez środki europejskie, które tutaj trafiają. Częstochowski jest najlepszym subregionem w Polsce jeśli chodzi o wykorzystanie środków europejskich. I z tego należy być dumnym – argumentował.
W dalszej części swojego wystąpienia Kosiniak-Kamysz odniósł się do kwestii dworca w Kłobucku, którego modernizację kilka lat temu obiecywała premier Beata Szydło.
– Byłem tam w kampanii parlamentarnej rok temu. Znam dobrze ten problem. Odwiedzałem mieszkańców tego dworca, gdyż tam są jeszcze mieszkania dla pracowników, kiedyś kolei. Nic się tam przez te pięć lat nie wydarzyło. Co się dzieje z PKS-em w Częstochowie? Dzisiaj zamiast dokonywać jakiś inwestycji w Centralny Port Komunikacyjny to najpierw władza powinna zadbać o drogę, ścieżkę rowerową, oświetlone przejścia czy inny Fundusz Dróg Samorządowych, który będzie dzielił pieniądze w sposób nieupolityczniony, nieupartyjniony, tylko według potrzeb obywatelskich i ilości mieszkańców – podkreślał, tłumacząc iż powinien on być proporcjonalnie dzielony.
PSL-owiec zamierza też doprowadzić do podwojenia ogródków działkowych. Chciałby, żeby działkowcy, których w kraju jest około miliona, czuli się bezpieczni i pewni, że nie dojdzie do wykupu działek.
– To jest 44 tysięcy hektarów zieleni w Polsce. Około 5 tysięcy ogrodów działkowych. Koronawirus pokazał jak bardzo są przydatne. Nie zawsze będziemy mogli wyjechać na wakacje czy weekendy. Trzeba postawić na rozwój tej przestrzeni i wolnego czasu, odpoczynku, aktywności, jak i również zdrowej żywności, bo przecież często powstają tam małe ogródki. Mamy suszę atmosferyczną, hydrologiczną, a to powoduje, że musimy dbać o zielone przestrzenie w miastach. To nie jest kwestia wsi i zbiorników retencyjnych. To jest właśnie kwestia przestrzeni zielonych w miastach – mówił.
Kandydat dużo mówił też o wadze współpracy. Jako dobre przykłady podawał sukces pokojowej transformacji ustrojowej, przywrócenie samorządu gminnego czy wejście do NATO i Unii Europejskiej.
– Polska była wielka zawsze wtedy, gdy współpracowaliśmy. Trzeba współpracować z jednymi i drugimi. I tylko osoba stojąca pośrodku ma na to szansę. Jak będzie dobra ustawa skierowana przez premiera Morawieckiego dotycząca choćby wsparcia polskich rodzin, to oczywiście ją podpiszę i będą ją wspierał i o nią dbał. Jak będzie głupota, jak przekazywanie 2 mld zł na telewizję rządową, na propagandę, to taka ustawa wyląduje w koszu, a 2 mld pójdą na onkologię i wsparcie dzieci w chorobach rzadkich. To jest ta zasadnicza różnica pomiędzy mną, a Andrzejem Dudą, który jest podwykonawcą woli prezesa Kaczyńskiego i stosuje wiernopoddańczą politykę. Taki model wybrał i takim był prezydentem przez pięć lat. To jest jego wybór, natomiast ja będę współpracował, ale też stawiał warunki – dodał na zakończenie.