fbpx

Powiat częstochowski

Mirosław Matyszczak: To nowatorski projekt, na którym skorzysta cały region

fot. Piotr Biernacki

Z zarządem spółki Jurajski Agro Fresh Park, która na terenie gminy Rędziny zamierza wybudować ogromny kompleks hurtowej sprzedaży płodów rolnych i produktów spożywczych, rozmawiamy o znaczeniu przedsięwzięcia dla regionu częstochowskiego, jego najważniejszych założeniach i aktualnych działaniach kierownictwa spółki zmierzających do ich realizacji.

Panie prezesie, czym w istocie ma być Jurajski Agro Fresh Park? Koncepcję tego przedsięwzięcia przedstawiliście mniej więcej przed dwoma laty. Sama spółka powstała pod koniec ubiegłego roku, a kapitał do niej wniosły dwa podmioty publiczne – Regionalny Fundusz Gospodarczy S.A., którego jest pan także prezesem zarządu, oraz Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa.

Mirosław Matyszczak: Idea powstania przedsięwzięcia oparta jest o nowatorski model, który ma wnieść nową jakość w zakresie istnienia i funkcjonowania hurtowego rynku handlu płodami rolnymi w naszym regionie, a być może w konsekwencji takiego rozwoju także w skali kraju. Obecne rynki hurtowe opierają się wyłącznie o wynajmowanie powierzchni handlowej dla sprzedawców towarów rolniczych. Model, który my chcemy wprowadzić, jest zupełnie inny. Stworzy nowe relacje pomiędzy producentami, czyli rolnikami a rynkiem zbytu. Chcemy, by rolnicy, producenci w naszym regionie, a nawet spoza niego, współpracowali bezpośrednio z nami. By nam sprzedawali swoje zakontraktowane przez nas produkty. To my będziemy musieli zapewnić odpowiednią bazę do ich przechowywania i rynki zbytu dla dostarczanych nam produktów.

Wiele osób zadaje pytanie, kiedy zaczniecie w końcu budować?

Mirosław Matyszczak: Gdybyśmy nastawili się wyłącznie na model rynku hurtowego, który obecnie dominuje w naszym kraju, czyli wybudowanie hal i ich wynajmowanie wyłącznie za opłatę dzierżawną, to dzisiaj już byśmy pewnie te hale budowali. Taki model jest najprostszy, bo właściciela hal nie interesuje wtedy kto, co, jak i za ile sprzedaje. Nikogo nie interesuje producent. On ma tylko zapłacić czynsz najmu, a co się z nim dzieje, za ile sprzeda to kwestia drugorzędna. Taki model nie leży u podstaw założeń, które obraliśmy decydując się na założenie Jurajskiego Agro Fresh Parku. Projekt jest tworzony kompleksowo od podstaw. Powtórzę, nie chodzi tylko o rozpoczęcie budowy i samo wybudowanie hal. Przede wszystkim musimy zebrać potencjał dla naszej działalności, a to oznacza gruntowne rozeznanie w możliwościach producentów i skali dostępnej produkcji. Tworzenie grupy produktowej na bazie tego, co mamy w najbliższej okolicy jest w tym momencie najważniejszym dla nas celem. To proces skomplikowany, ale jego zakończenie da nam odpowiedź czego możemy oczekiwać i jak finalnie zaprojektować sam kompleks budynków.

Jak to rozpoznanie prowadzicie?

Monika Pohorecka: To przede wszystkim szereg spotkań z producentami rolnymi, ale i włodarzami gmin w regionie. Tworzenie dobrych relacji z samorządami jest szczególnie ważne. To właśnie one i ich mieszkańcy mają być głównymi beneficjentami tego projektu.

I jaki jest odbiór przedstawianej przez państwa koncepcji w tym gronie?

Monika Pohorecka: Wielu wójtów jest zadowolonych, że taki projekt powstaje. Spotkania dają nam odpowiedź w zakresie wzajemnych oczekiwań współpracy. Poznajemy obecny potencjał produkcyjny na terenie poszczególnych gmin, ale także artykułujemy nasze potrzeby. Przed laty w naszym regionie funkcjonowało wiele gospodarstw rolnych, które dostarczały wysokiej klasy żywość. Dużo z nich się zlikwidowało lub przestawiło na inną produkcję, bo po prostu były kłopoty z dotarciem do odbiorców. Były duże problemy ze zbytem na rynku lokalnym wytwarzanych przez nich owoców czy też warzyw. Sondujemy więc również, czy w przypadku zapewnienia przez nas rynku zbytu, jest potencjał do odtworzenia pewnego rodzaju produkcji rolnej, której akurat byśmy oczekiwali. Stworzenie nowego modelu wymaga czasu, bo do tej pory rolnicy mieli wyłącznie partnerów, którzy raczej zniechęcali ich do współpracy. Proces tworzenia tego rynku to w dużej mierze budowanie zaufania do nas.

Czy są już jakieś konkretne deklaracje współpracy?

Monika Pohorecka: Zbieramy listy intencyjne od producentów rolnych. Zajmuje się tym specjalnie powołana komórka w JAFP-ie. Do końca tego roku chcemy mieć ten podstawowy fundament. Nasi współpracownicy działają w terenie. Na razie w promieniu stu kilometrów od Częstochowy rozpoznają potencjał producencki pod kątem potrzebnych nam zasobów.

Dlaczego to takie ważne?

Mirosław Matyszczak: Do momentu fizycznej budowy obiektów chcemy mieć już grupę producentów, która się z nami w pewnym sensie zwiąże. Kiedy obiekty zaczną powstawać, chcemy mieć gwarancję dostaw umówionych produktów, a z drugiej strony rolnicy, również ci, którzy być może będą musieli się przebranżowić, otrzymają gwarancję odbioru. Na bazie wspomnianego fundamentu, w przyszłym roku chcemy wejść w fazę samego projektowania.

Jak wielu tych rolników będziecie potrzebować?

Artur Sokołowski: Zakładamy, że areał gruntów rolnych, który spełniłby nasze potrzeby, wynosi około cztery i pół tysiąca hektarów. To dużo, ale oczywiście w uśrednieniu na różne produkty. Niektóre produkty wymagają większej powierzchni, inne mniejszej, ale z analiz ekonomicznych, które zrobiliśmy badając opłacalność przedsięwzięcia, tak to mniej więcej wychodzi.

A czy problemem nie będzie duże rozdrobnienie gospodarstw w regionie? Nie ma zbyt wiele naprawdę potężnych pod względem areału.

Mirosław Matyszczak: Wielkość gospodarstw nie ma aż takiego wielkiego znaczenia. Dla nas ci mniejsi rolnicy są bardzo ważni. Te gospodarstwa są bowiem bardziej mobilne i ci gospodarze mogą się łatwiej dostosować do potencjalnej współpracy i wymagań konsumentów. Duży nacisk kładzie się obecnie na produkcję ekologicznej żywności. Mały rolnik szybciej spełni te oczekiwania. Ten symbol jakości jest dla nas niezmiernie ważny. Ponadto w przypadku jakichś komplikacji z produkcją w dużych gospodarstwach zrobi się nam spora wyrwa w dostarczanych towarach, a współpracując z mniejszymi tę dziurę będzie łatwiej zapełnić. Ponadto tacy rolnicy, takie grupy producentów, mogą liczyć obecnie na duże wsparcie zarówno rządowe, jak i unijne.

Niewątpliwie najważniejszym aspektem współpracy z wami dla samych rolników będzie opłacalność. Czym chcecie ich przekonać do siebie, by to właśnie z JAFP-em się związali? Jak ma funkcjonować ten model w stosunkach dwustronnych?

Artur Sokołowski: Chcemy dać rolnikom dobre warunki współpracy. Po pierwsze, o czym już wspominaliśmy, to gwarancja odbioru towaru. Ponadto nie będą się musieli martwić logistyką, przechowywaniem a przede wszystkim znalezieniem rynku zbytu dla swoich towarów. To będzie leżeć po naszej stronie. Po trzecie będzie to oczywiście cena. Postaramy się być konkurencyjni w stosunku na przykład do dużych sieci handlowych. Ideą, która stoi u podstaw takiego rozwiązania, jest sprawiedliwy podział marży uzyskanej ze sprzedaży. My podzielimy się nią z rolnikami. To jest właśnie ta nasza przewaga jako podmiotu z kapitałem publicznym. Liczą się nie tylko czysto ekonomiczne względy, czyli maksymalizacja zysku dla spółki, ale przede wszystkim współpraca oparta na zaufaniu i obopólnych korzyściach. JAFP ma stworzyć własną markę wartościowych produktów, ma je sprzedawać pod własnym szyldem. Ten łańcuch biznesowy będzie się więc składać z wysokiej jakości produkcji, przetwarzania, sprzedaży i dystrybucji. Obecnie jest wiele rodzajów marży, która wpływa na finalną cenę detaliczną. Rolnicy dostają bardzo niewielkie pieniądze ze sprzedaży swojego produktu. Jeżeli koszyczek malin u rolnika kosztuje 3 zł, a w markecie 10 zł, to widzimy, jakie jest przebicie cenowe i ilu pośredników na tym zarabia. Chcemy wyeliminować te obecne mechanizmy wielostopniowego pośrednictwa. To rolnik, a nie wielu pośredników, ma zarobić na swoim produkcie. Wpłynie to zapewne także na niższą cenę dla finalnego odbiorcy, czyli konsumenta. Ponadto stworzymy całą bazę wsparcia dla producentów. Takie mamy czasy, że warunkiem powodzenia jest ciągły rozwój. Nasze know-how opierać się więc będzie także na zapewnieniu pomocy w podnoszeniu warsztatu pracy. Mam tu na myśli wszelkiego rodzaju szkolenia czy też stworzenie instytucjonalnej pomocy w rozwoju gospodarstw.

No dobrze, ale żyjemy tu, gdzie żyjemy. W naszym kraju produkcja rolna warzyw i owoców nie idzie cały rok. Charakteryzuje się sezonowością. Pewne produkty można oczywiście zamrozić, przechować, ale nie wszystkie. Czy będziecie wspomagać się również importem?

Artur Sokołowski: Nie ukrywamy, że będzie to również jeden z elementów naszej działalności. Zobowiązując się jako spółka do określonych dostaw towarów do naszych kontrahentów, te dostawy będziemy musieli zabezpieczyć. To wszystko wymaga pewnych powiązań biznesowych, wejścia na rynki zagraniczne i ich rozpoznania w zakresie dostaw i dobrej ceny. Nad tym też pracujemy.

Jednym z najważniejszych elementów w modelu, o którym państwo wspomnieliście, będzie dystrybucja. Komu chcecie sprzedawać wasze produkty?

Mirosław Matyszczak: W pierwszej kolejności chcielibyśmy się skupić na polskich sieciach handlowych. To nasz docelowy odbiorca. Nie wykluczamy jednak, że rozwój przedsięwzięcia spowoduje, że naszymi klientami będą także te z kapitałem zagranicznym. Tutaj kluczowe będzie wspomniane nastawienie producentów. To fakt powszechnie znany, że mają oni duże problemy we współpracy z zagranicznymi sieciami. Jeżeli my, co podnieśliśmy wyżej, damy rolnikom dobrą cenę, wyeliminujemy po drodze pośredników, to w naturalny sposób rolnicy zwiążą się współpracą z nami. A w sukurs za dobrej jakości towarem i dobrą ceną, przyjdą również i te największe w Polsce sieci handlowe. Mamy jednak świadomość, że będzie to raczej proces ewolucyjny niż rewolucyjny.

Czy idea stworzenia takiego rynku, opartego na takim modelu, który pan przedstawił, nie wiąże się z nadto dużym ryzykiem? Zabezpieczenie produkcji, przechowywanie, rotacja zapasów i finalnie dystrybucja będą musiały być tak zgrane, by zapewniać płynność finansową zarówno firmie, jak i dostawcom.

Artur Sokołowski: Oczywiście, że wiąże się to z dużym ryzykiem, które zawsze stanowi nieodzowny element nowatorskich przedsięwzięć. Wszystko zostało jednak poprzedzone skrupulatnymi analizami i opracowaniami docelowych rozwiązań w tych obszarach, o których pan wspomniał. Skoro opłaca się handlować pośrednikom na istniejących obecnie rynkach hurtowych, a same te rynki mają duże zyski z wynajmu powierzchni handlowych, to stworzenie nowego modelu opartego na sprzedaży, według naszych wyliczeń, powinno przynieść jeszcze większe ekonomiczne korzyści. A te trafią bezpośrednio do producentów, którzy będą w ten sposób mogli się rozwijać, podnosić jakość produktów i oczywiście zabezpieczać dobrobyt swój i rodziny.

Działalność ma być prowadzona w Kościelcu. Tam mają powstać budynki i hale JAFP-u. Tak duża inwestycja z pewnością będzie jakoś oddziaływała na sąsiedztwo. Transport w logistyce warzywnej to są przecież mniej więcej godziny od pierwszej do czwartej, piątej w nocy.

Mirosław Matyszczak: Tak, ma pan rację. Staramy się tworzyć przyjacielskie relacje z mieszkańcami gminy Rędziny. Wiemy, że inwestycja będzie w jakimś stopniu oddziaływać na okolicę. Dlatego też te relacje ze środowiskiem lokalnym są dla nas bardzo ważne. Poczyniliśmy już kroki, by inwestycja była jak najbardziej przyjazna dla otoczenia i ludzi, którzy tam mieszkają. Zadbaliśmy o budowę drogi technicznej wzdłuż autostrady, co wyeliminuje przejeżdżanie ciężarówek przez miejscowość Kościelec. Mamy świadomość, że gdyby w nocy przez wieś jeździły TIR-y, to niezadowolenie mieszkańców, wynikające z tego faktu, byłoby bardzo duże.

Jedną z wartości tej inwestycji, którą państwo mocno uwypuklają, są miejsca pracy.

Monika Pohorecka: Bez wątpienia. Obok tego biznesowego profilu będzie ona oddziaływać na rozwój regionu. Zakładamy, że przy optymalnym funkcjonowaniu obiektów, zatrudnienie wyniesie pomiędzy trzystu a czterystu pracowników. Wracając na moment do ryzyka, o którym była mowa wcześniej, to proszę zauważyć, że potencjał, który zostanie stworzony w postaci miejsc pracy w samym rolnictwie, jak i już później bezpośrednio w JAFP-ie, jest wart tego ryzyka. Wszyscy powinni nas w tym wspierać. To będzie duży krok dla regionu i jego mieszkańców. Sama gmina Rędziny natomiast będzie miała spore wpływy z podatków.

No właśnie, ale czy uda się pozyskać pracowników o odpowiednich kwalifikacjach? Wiele branż ma obecnie spore z tym kłopoty.

Mirosław Matyszczak: Poruszył pan niezwykle ważną kwestię. Istotnie, będziemy potrzebować, oczywiście w jakiejś części, pracowników ukierunkowanych, wykształconych specjalistów znających charakterystykę branży rolniczej. W szczególności mam tu na myśli pracowników kadry kierowniczej. W naszym regionie w ostatnich latach nie kształcono w kierunkach rolniczych, bo nie było takiego zapotrzebowania. Zresztą, takich fachowców ciężko jest obecnie również „importować” z innych miejsc naszego kraju. Z różnych względów, ale to temat na osobną dyskusję. Muszę podkreślić jednak, że nasza inwestycja tworzy zapotrzebowanie, aby częstochowskie uczelnie zaczęły kształcić fachowców z szerokiej branży rolniczej. Kroki w tej sprawie poczynił już Minister Szymon Giżyński. Całkiem niedawno w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi miały miejsce kolejne rozmowy o perspektywie utworzenia nowego kierunku rolniczego na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie. Wiele wskazuje na to, że od nowego roku akademickiego na UJD powstanie nowy kierunek związany z technologią, marketingiem i ekonomią w rolnictwie. Trwają bardzo intensywne prace pod tym względem. Jest duża przychylność ze strony Ministerstwa Edukacji, jak i samych władz uczelni. Także, jak pan widzi, jest to kolejny przykład, że działania wokół projektu JAFP-u są kompatybilne i systemowe. Wybiegają sporo dalej w przyszłość, aniżeli tylko miałyby się ograniczać do samej budowy obiektów. Zgranie tego wszystkiego w czasie gwarantuje, że w momencie fizycznego uruchomienia przedsięwzięcia, będziemy mogli liczyć na wykształcone, merytoryczne kadry, a absolwenci tego kierunku na pewną i rozwojową pracę.

Taka inwestycja to duże wyzwanie nie tylko organizacyjne czy społeczne, co państwo przedstawili, ale, nie ukrywajmy, również polityczne.

Monika Pohorecka: Tak, bez wątpienia. Dlatego tak ważne jest dla nas wsparcie tych wszystkich osób, z którymi rozmawiamy. Nie tylko lokalnie, ale także w Warszawie. Szlaki przeciera oczywiście Wiceminister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Szymon Giżyński, którego pomoc w tej materii jest ogromna. Żeby przekonać decydentów „na górze”, że taki projekt jest potrzebny, że jest szansa na to, by zrewolucjonizować, ale i ucywilizować obecny rynek handlu płodami rolnymi, i by powstał tutaj, na naszym częstochowskim terenie, to nie było, co oczywiste, łatwe wyzwanie. Udało się. Jest wola polityczna, jest zielone światło i wypada się z tego cieszyć, i co podkreślę jeszcze raz, wspierać wszelkimi siłami i ponad podziałami. Niestety zdarzają się incydenty, które chcą zniweczyć te dotychczasowe osiągnięcia, ten dobry polityczny klimat wokół inwestycji. To przykre.

Nie da się ukryć, że co jakiś czas wybrzmiewają opinie, że spółka została założona tylko po to, by dać kolejne wysokopłatne miejsca pracy dla przedstawicieli zarządu spółki. Wiele osób powątpiewa, że inwestycja w ogóle dojdzie do skutku.

Mirosław Matyszczak: To absolutnie nieuprawnione twierdzenia. Spośród trzech członków zarządu tylko jedna osoba otrzymuje wynagrodzenie za pracę dla spółki. To pani wiceprezes Monika Pohorecka, którą delegował do zarządu wspólnik spółki, czyli Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Zarówno ja, jak i wiceprezes Artur Sokołowski reprezentujemy w zarządzie Regionalny Fundusz Gospodarczy i w związku z tym nie pobieramy w Jurajskim Agro Fresh Parku żadnego uposażenia. Trudno mi się odnosić natomiast do opinii wątpiących. Być może wynika to z tego, że wstępną koncepcję przedstawiliśmy niemal dwa lata temu. Proszę jednak zauważyć, że od momentu pomysłu krok po kroku realizujemy założone cele. Musiał upłynąć pewien czas, by przekonać szereg ludzi do naszej koncepcji. Skala i rozmiar inwestycji, której koszt oszacowaliśmy na około 300 mln zł powoduje, że takie decyzje, wiążące się nieodzownie z tak dużymi nakładami finansowymi, nie mogły zapaść na szczeblu lokalnym. Spółka celowa, czyli JAFP, która ma wcielić w życie założenia, działa tak naprawdę dopiero od siedmiu miesięcy. To czym się obecnie zajmuje omówiliśmy wcześniej. Jeszcze raz zapewniamy, że działania idą zgodnie z założonym harmonogramem. W przyszłym roku rozpoczną się prace projektowe, a sama realizacja inwestycji została zaplanowana do końca 2025 roku. 

Newsletter

Koronagorączka w Mykanowie. Wójt apeluje o zaprzestanie hejtu wobec chorych i ich rodzin

Mykanów

Będą kosić i stawiać snopki. Starostwo szykuje na sobotę festiwal

Mykanów

Maskpol na krawędzi bankructwa? W sprawie spółki interweniuje były wicepremier i minister obrony

Panki

Pobiegną w szczytnym celu. Mieszkańcy Garnka chcą pomóc 13-latce wygrać ze śmiertelną chorobą

Kłomnice

Newsletter