Tuż obok skrzyżowania ulic Małopolskiej i Łódzkiej, przechodzień natrafił na niecodzienne znalezisko. Na końcu ścieżki biegnącej na tyłach zlokalizowanego w dzielnicy Parkitka warsztatu samochodowego, na betonowej zaporze drogowej, leżały cztery przedmioty do złudzenia przypominające pociski karabinowe. Analiza balistyczna i policyjne dochodzenie ma wykazać teraz czy jest to amunicja zgubiona przez niefrasobliwego myśliwego, czy atrapy podrzucone przez bezmyślnego żartownisia.
Pan X (prosi o nieujawnianie nazwiska — przyp. red.), codziennie w drodze do przedszkola, z którego odbiera swoje dziecko, przemierza piechotą okolice ulic Łódzkiej i Małopolskiej, tuż nieopodal zabudowań domów jednorodzinnych leżących w tej prestiżowej części Parkitki.
– Jak mam więcej czasu, to wybieram dłuższy odcinek i idę naokoło chodnikiem. Tym razem akurat byłem już nieco spóźniony i postanowiłem skrócić sobie drogę, wybierając wydeptaną ścieżkę, która prowadzi od Szajnowicza-Iwanowa do Łódzkiej. Na końcu tej ścieżki, tuż przy chodniku, stoją betonowe zapory. Od razu rzucił mi się w oczy leżący na jednej z nich czarny przedmiot z pięcioma przegródkami, a w nim cztery pociski do długiej broni. Mam jako takie obycie z bronią ostrą, także z karabinami różnego typu. Miałem okazję w życiu trochę postrzelać. Oczywiście jedynie na sportowo do tarczy, absolutnie nigdy do zwierzyny. Stąd od razu zapaliła mi się przysłowiowa lampka w głowie — mówi X.

fot. Materiały przekazane redakcji
Jak relacjonuje mężczyzna, w pierwszym odruchu rzucił jedynie okiem na to nietypowe znalezisko i postanowił iść dalej. Po przejściu kilkunastu metrów zatrzymał się jednak i zawrócił.
– Nie ukrywam, że zaniepokoił mnie ten niecodzienny widok. Pomyślałem, że to dość dziwne, że to leży wyeksponowane w taki sposób. Wydało mi się, że może ktoś to po prostu znalazł, gdy leżało gdzieś obok, podniósł i postawił na tym betonowym klocku, myśląc, że jak właściciel się zorientuje, to po to wróci. Nie wiem. Z drugiej strony coś mnie tknęło. Uświadomiłem sobie, że to przecież mogą znaleźć dzieci, a dzieci jak to dzieci. Mogą wpaść na niezbyt mądry pomysł, by na przykład rozpalić sobie ognisko i wrzucić to do ognia, by zobaczyć, jakie będzie bum. Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć, a o tragedię nietrudno. Zerknąłem na spłonki tych nabojów, były nienaruszone. Na oko wyglądało mi to na prawdziwą amunicję — kontynuuje redakcyjny rozmówca.
X zrobił zdjęcia na wszelki wypadek i wykręcił numer 112.
– Opisałem dokładnie całą sytuację. Dyspozytor zapytał, czy mogę poczekać na policję? Odparłem, że niestety jestem już spóźniony i muszę lecieć dalej, by odebrać dziecko z przedszkola. Gdyby to była klamka (pistolet — przyp. red.), to bym stał cierpliwie i czekał, ale w przypadku samych naboi pozostała mi nadzieja, że akurat nikt się nie pojawi, a jeśli już, to zostawi to w spokoju. Pan po drugiej stronie słuchawki pytał też, czy brałem w ręce znalezisko? Odparłem, że absolutnie nie. Z ostrożności procesowej nie wpadłbym na taki pomysł. Potencjalnie i paradoksalnie mogłoby mnie to narazić na zarzut nielegalnego posiadania amunicji — zauważa przytomnie X.
Częstochowianin poprosił dyspozytora o pilną interwencję. Dwadzieścia minut później zadzwonił do niego policjant z komisariatu przy ulicy Kiedrzyńskiej.
– Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony szybką reakcją służb. Funkcjonariusz, z którym rozmawiałem, przekazał, że policjanci zabezpieczyli wspomniane znalezisko. Rozpytał mnie co do całego zdarzenia i poinformował, że konieczne będzie także złożenie zeznań do protokołu — dodaje X.
Dwie godziny później odebrał kolejny telefon z policji. Tym razem padło pytanie, czy spotkanie na komisariacie jest możliwe jeszcze tego wieczoru?
– Odparłem, że oczywiście. Po raz kolejny byłem autentycznie zaskoczony na plus profesjonalizmem i tempem działania policjanta, z którym rozmawiałem. W międzyczasie już po powrocie do domu ustaliłem, jakie to najprawdopodobniej kule. Po powiększeniu jednego z wykonanych przeze mnie zdjęć widać na kryzach tych łusek oznaczenie RWS 223 REM — opowiada mężczyzna.

fot. Materiały przekazane redakcji
Jak można przeczytać na forach skupiających myśliwych i na stronach sklepów z amunicją, RWS 223 Remington to klasyczny myśliwski półpłaszcz.
– Miękka, grzybkująca amunicja, która dobrze oddaje energię i zachowuje tuszę w doskonałym stanie. Wysoka jakość materiałów, szczegółowa kontrola jakości, doskonała powtarzalność i niekwestionowana skuteczność podczas polowania, uczyniły z niej jeden z podstawowych pocisków dla myśliwych w całej Europie. To bardzo dobry wybór amunicji na sarny i warchlaki, a także świetny wybór amunicji na indywidualne polowanie na sarny — recenzje obfitują w same superlatywy.
Wieczorem X pojawił się w siedzibie komisariatu przy ulicy Kiedrzyńskiej.
– Wystarczył kwadrans na spisanie protokołu. W drodze powrotnej do domu przyszło mi na myśl jeszcze, że być może właściciel warsztatu samochodowego, gdzie znalazłem te pociski, ma z tyłu budynku kamery. Gdyby tak faktycznie się okazało, to przejrzenie monitoringu mogłoby dać jakieś odpowiedzi — snuje rozważania.
Co mówi prawo w kontekście nieumyślnej utraty broni palnej lub amunicji, która zgodnie z przepisami pozostaje w dyspozycji osoby posiadającej pozwolenie na nią? Otóż osoba taka podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Z kolei za nielegalne posiadanie broni lub amunicji, grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności. W świetle obowiązujących przepisów niedopuszczalne jest posiadanie amunicji, przez osobę niemającą do tego stosownego zezwolenia. Posiadanie choćby jednego naboju jest prawnie zabronione i może przysporzyć sporych kłopotów.

REKLAMA
