fbpx

Blachownia

Podwójna kompromitacja byłego sołtysa. Przegrał dwa procesy i wyszło, że jednak zarabiał na pornografii

fot. Archiwum

Paweł Gąsiorski, kontrowersyjny właściciel internetowych serwisów samorządowych, przegrał dwie sprawy, jakie za rzekome zniesławienie wytoczył właścicielom gazety wPowiecie. Podczas toczących się procesów przedstawiliśmy szereg dowodów na to, że Gąsiorski nie tylko prowadził strony z pornografią, ale ta aktywność generowała kolosalne pieniądze. Jak zeznał przed sądem jego były wspólnik, w jednym tylko roku ich spółka z tego tytułu odnotowała obrót na poziomie około 3 mln zł.

W połowie 2020 roku Paweł Gąsiorski złożył w sądzie dwa prywatne akty oskarżenia. Przypomniało mu się wówczas, iż pół roku wcześniej na łamach portalu i gazety wPowiecie ukazały się artykuły, w których poruszono związane z nim wątki. Choć istota publikacji dotyczyła tematyki, w której osoba Pawła Gąsiorskiego pojawiała się niejako przy okazji, to byłego sołtysa wsi Cisie (miejscowość w gminie Blachownia – przyp. red.) niezwykle zabolały trzy podane w nich kwestie. Gąsiorskiemu nie spodobało się to, że został nazwany blogerem oraz to, że w swej działalności zajmował się także strzyżeniem psów. Jednak najbardziej redakcja podpadła mu za sformułowanie, iż przed laty – jak donosiły częstochowskie media – miał on prowadzić strony właśnie z pornografią.

Wspomniane procesy zakończyły się odpowiednio pod koniec listopada i w połowie grudnia. Sąd nie miał wątpliwości, że w żaden sposób dobra osobiste oskarżyciela (Gąsiorskiego – przyp. red.) nie zostały naruszone. Najpierw zakończyła się sprawa, w której pozwał Adriana Biela, a następnie ta skierowana przeciwko mojej osobie. W pierwszym przypadku wyrok już się uprawomocnił. Co ciekawe, Gąsiorski nie wniósł apelacji. Można domniemywać, iż ze względu na analogiczność zarzutów i całą strategię procesową także i w drugim przypadku również nie będzie się odwoływał do wyższej instancji.

Tym bardziej, iż pod koniec wytoczonych przez siebie procesów sprawiał wrażenie człowieka, który sam się zakiwał. Zresztą, już w pierwszym akcencie sądowych sporów postanowił zrezygnować z tajności rozpraw, licząc chyba na to, że będzie mógł przedstawicieli redakcji zglanować w prowadzonych przez siebie lub swojego kolegę z Panek mediach. W każdym razie nie udało mu się to. Zarówno ja, jak i Adrian Biel zostaliśmy przez sąd uniewinnieni. Dzięki jednak temu, że procesy były jawne, można w jakimś stopniu przedstawić je trochę od kuchni.

Jeszcze co innego nadaje całej pikanterii tej sytuacji. O ile bloger z Cisia na samym początku wszczętych przez siebie sądowych batalii usiłował uchodzić za niezwykle pewnego zarówno siebie, jak i zarzutów postawionych w aktach oskarżenia, to wraz z upływem czasu i wnoszonych przez mecenasa Sławomira Kasperkiewicza (naszego pełnomocnika – przyp. red.) wniosków dowodowych, jego entuzjazm radykalnie topniał.

Choć cały czas szedł w zaparte i zarzekał się, że nie miał nic wspólnego z prowadzeniem stron związanych z branżą porno i zarabianiem na nich, to ilość przedstawionych przez nas dowodów pokazywała zupełnie co innego. Była przygniatająca. Paweł Gąsiorski sam zapędził się w pułapkę. O ile w opublikowanych tekstach nigdy nie przesądzaliśmy, że faktycznie zajmował się branżą pornograficzną, to, decydując się na sądowe starcie, sam niejako zmusił nas do udowodnienia mu, że, delikatnie rzecz ujmując, wyjątkowo oszczędnie gospodaruje prawdą. O tym Gąsiorski przekonał się dość boleśnie na własnej skórze i de facto też na własne życzenie postanowił przed sądem odświeżyć sobie niewygodne obecnie dla niego epizody z jego zawodowej działalności.

Dostarczyliśmy sądowi kopie jego wpisów z forów internetowych sprzed lat, a także wydruki archiwalnych stron pornograficznych, towarzyszące im regulaminy obfitujące w nazwy firm Gąsiorskiego, adresy domen internetowych i szereg innych śladów, które niefrasobliwie pozostawił w trakcie swojej przygody w wirtualnym świecie. Dotarliśmy też do dokumentów zarejestrowanej w Anglii fasadowej spółki, na której czele Paweł Gąsiorski postawił swoją ówczesną partnerkę, a obecnie żonę Oktawię.

W zderzeniu ze skrupulatnie przeprowadzonym dziennikarskim śledztwem i jego wynikami, jednoznacznie wskazującymi na zaangażowanie Pawła Gąsiorskiego w działalność porno, bloger z Cisia cały czas zarzekał się przed sądem, że nie miał nic wspólnego z tą branżą, a jedynie świadczył usługi internetowe dla kontrahentów spółki. W podobnym tonie wypowiadała się również powołana na świadka jego małżonka, choć często zasłaniała się przy tym niepamięcią.

Radykalny zwrot w dotychczasowej postawie Gąsiorskiego nastąpił w momencie, gdy przed oblicze wymiaru sprawiedliwości wezwany został jego były wspólnik. Kiedy miał zeznawać, jako kluczowy dla całej sprawy świadek, reprezentujący Gąsiorskiego mecenas Łukasz Sieja nagle złożył wnioski o cofnięcie aktów oskarżenia.

Takie zachowanie, w mojej ocenie, nie pozostawiało już żadnych złudzeń, że Paweł Gąsiorski jednak miał coś do ukrycia, a i chyba dotarło do niego, że zeznania byłego wspólnika mogły obudzić wspomnienia, ukryte do tej pory głęboko w czeluściach jego własnych szarych komórek. Na tym etapie procesu konieczna była jednak nasza zgoda, by formalnie mogło dojść do umorzenia spraw. Oczywiście odrzuciliśmy ten wariant. Zależało nam na udowodnieniu naszej niewinności i ustaleniu prawdy.

Były wspólnik Gąsiorskiego nie tylko potwierdził, że prowadzona przez nich spółka zajmowała się prowadzeniem szeregu stron pornograficznych, ale i dokładnie opowiedział, jak wyglądały szczegóły całego przedsięwzięcia. Nie ukrywał też swojej wiedzy na temat tego, jakie wspomniana działalność przynosiła profity finansowe.

W okresie od 2009 do 2014 roku, jak stwierdził, spółka wygenerowała w najlepszym roku obroty na poziomie od 2 do 3 mln zł, a 90 proc. tych przychodów miała stanowić właśnie gałąź związana z pornografią. Pieniądze płynęły z płatnych sms-ów umożliwiających dostęp do filmów z treściami erotycznymi nie tylko w Polsce, ale również chociażby z Niemiec. Gąsiorski, według jego zeznań, miał następnie przenieść pornograficzną aktywność już do własnych firm. To między innymi zaowocowało sporem pomiędzy wspólnikami i problemami w rozliczeniu spółki. Sprawa gospodarcza w tym zakresie toczy się do tej pory, a w jej sądowych aktach widnieją dziesiątki pornograficznych domen internetowych wykorzystywanych przed laty przez spółkę.

Zeznania byłego wspólnika Gąsiorskiego, obnażające kulisy jego ówczesnej działalności zawodowej, ale i de facto przy okazji weryfikujące osobę blogera z Cisia, nasuwają jedno pytanie – po co to wszystko było? W jakim celu Paweł Gąsiorski pozwał dziennikarzy?

W moim odczuciu, i podniosłem to również przed sądem, „dziwnym” trafem nastąpił pewien zbieg okoliczności. Mniej więcej półtora roku temu, w czasie gdy formalnie ruszyły wspomniane sprawy, Gąsiorski został udziałowcem spółki, która następnie uruchomiła na terenie powiatu kłobuckiego swój tytuł prasowy. Wydawnictwo jest mocno związane z lokalnymi działaczami PiS-u. Czy Gąsiorski, wykorzystując wymiar sprawiedliwości i wytaczając nam sprawy karne, chciał się oczyścić przed nowymi kolegami z krążących w przestrzeni publicznej pogłosek o jego zaangażowaniu w rozpowszechnianie treści pornograficznych?

Wytoczenie wspomnianych procesów przez Pawła Gąsiorskiego osobiście odbieram jako formę walki z konkurencją. Ot, takie polskie piekiełko. Gdyby mu się udało, mógłby wjechać na białym koniu i raz na zawsze zamknąć temat swojej przeszłości. Działalności co prawda zgodnej z prawem, ale, nie ukrywajmy, wątpliwej etycznie i mocno niewygodnej, zwłaszcza kiedy chce się działać na forum publicznym i w świecie na styku polityki, choćby tej stricte samorządowej.

Bloger z Cisia, delikatnie mówiąc, mocno się więc przeliczył. Sam sobie strzelił w kolano, a nawet w obydwa, o intymnych częściach ciała nie wspominając. Używając młodzieżowego slangu, to dokonał epickiego samozaorania. Oprócz kompromitacji na całej linii, musi również pokryć kilka tysięcy złotych kosztów sądowych oraz zastępstwa procesowego.

Newsletter

Koronagorączka w Mykanowie. Wójt apeluje o zaprzestanie hejtu wobec chorych i ich rodzin

Mykanów

Będą kosić i stawiać snopki. Starostwo szykuje na sobotę festiwal

Mykanów

Maskpol na krawędzi bankructwa? W sprawie spółki interweniuje były wicepremier i minister obrony

Panki

Pobiegną w szczytnym celu. Mieszkańcy Garnka chcą pomóc 13-latce wygrać ze śmiertelną chorobą

Kłomnice

Newsletter