fbpx

Kłomnice

Potrzeba pięciu milionów złotych na operację serca małego mieszkańca Konar

fot. archiwum prywatne

Aleksander Filipowski w październiku ubiegłego roku skończył dwa lata. Nie był to jednak dla niego i jego rodziców czas beztroskiego oraz radosnego dorastania, ale okres usłany nieustannymi wizytami w szpitalach i walką o każdy kolejny dzień życia. A to z powodu bardzo ciężkiej wady serca, z którą chłopiec przyszedł na świat. Przed rodziną kolejne wyzwanie, by zdobyć niebagatelną sumę 5 mln zł. Pieniądze są potrzebne, by przeprowadzić skomplikowany zabieg w Stanach Zjednoczonych. Operację ostatniej szansy dla małego mieszkańca Konar.

Aleksander urodził się ze skrajną postacią tetralogii Fallota, atrezją tętnicy płucnej z ubytkiem międzykomorowym i krążeniem obocznym MAPCA’s. Od pierwszych chwil życia przebywał na oddziale intensywnej terapii Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach z powodu niewydolności płuc i serca. Specjalistyczne leczenie podtrzymywało pracę organów, jednakże nie uniknięto dramatycznej sytuacji. W dwudziestej ósmej dobie serce się zatrzymało. Panaceum była skomplikowana operacja. Kardiochirurdzy zdecydowali o odcięciu pnia tętnicy płucnej i przeszczepieniu dwóch gałęzi płucnych do aorty, aby zwiększyć ukrwienie płuc.

– Operacja była niezwykle skomplikowana i po jej wykonaniu lekarze nie pozostawiali nam złudzeń. Oluś był w stanie krytycznym, w śpiączce farmakologicznej, tonął wręcz w kabelkach i rurkach, jego organizm był skrajnie niedotleniony, płuca nie chciały podjąć samodzielnie pracy. Czuwaliśmy przy jego łóżeczku dzień i noc, to był nasz świat, sens naszego istnienia. Modliliśmy się o cud! Nasza miłość rodziła się w cieniu niewyobrażalnego bólu, strachu i śmierci – relacjonują Dominika i Piotr Filipowscy, rodzice chłopca.

Lekarze dawali Olkowi przed zabiegiem tylko 30 proc. szans na przeżycie operacji. Jego organizm podjął walkę i finalnie po trzeciej próbie odłączenia od aparatury serce podjęło samodzielną pracę. Po kolejnych niemal trzech miesiącach rekonwalescencji został wypisany do domu. To nie był jednak koniec problemów, bo nadciśnienie, które powstało w płucach, stwarzało kolejne zagrożenie życia.

W kraju nie było specjalisty, który umiałby zaradzić pojawiającym się problemom. Co więcej, jedynym w Europie, który ma doświadczenie w leczeniu tak skomplikowanego schorzenia, był prof. Carotti ze Szpitala Dzieciątka Jezus w Rzymie. Zaplanowany na marzec ubiegłego roku zabieg jednak się nie odbył.

– Niestety, przez pandemię została ona odwołana. To podziałało na naszą niekorzyść, gdyż zaczął zamykać się shunt w sercu. Konieczna była natychmiastowa operacja. Udało się ją przeprowadzić 9 lipca, jednak na całkowitą korektę wady było już za późno. Okazało się, że przy takim skomplikowaniu wady, wcześniejszej ingerencji polskich kardiochirurgów i nadciśnieniu, które się już utrwaliło, nie jest on w stanie nic więcej zrobić. Dzięki operacji we Włoszech przez pewien czas jego serduszko będzie jakoś pracować. Ile da radę, tego nikt nie wie. Już zaczynają mu sinieć usta, szybko się męczy podczas zabawy, nie ma siły biegać. Serce nie daje rady dotlenić organizmu, krew gęstnieje. Któregoś dnia może się po prostu udusić – mówią rodzice.

Pomimo niekorzystnego rozwoju sytuacji i wyczerpaniu możliwości leczenia na naszym kontynencie Dominika i Piotr Filipowscy się nie poddali. W rozpaczy napisali do dr. Franka Hanleya z Lucile Packard Children’s Hospital w Stanford, specjalisty od beznadziejnych przypadków z ośrodka, który jako jedyny na świecie operuje dzieci z nadciśnieniem płucnym.

– Napisał nam, że ma pomysł na zreperowanie serduszka Olusia. Dokona chirurgicznej rekonstrukcji maleńkich tętniczek płucnych. To operacja ostatniej szansy! Jeśli do niej nie dojdzie, synek umrze na naszych oczach! To będzie już jego trzecia walka i mamy nadzieję, że ostatnia. Tym razem życie naszego jedynego dziecka zostało wycenione na kilka milionów złotych! Operacja musi się odbyć jak najszybciej, bo z każdym miesiącem szanse na jej powodzenie są coraz mniejsze. Serce Olusia słabnie każdego dnia – apelują dramatycznie rodzice małego Aleksandra.

Ogromne koszty leczenia są wyzwaniem, którego rodzina nie jest w stanie udźwignąć. Sama operacja to wydatek prawie 1,2 mln dolarów. Na portalach społecznościowych uruchomiono zbiórki i licytacje dla Aleksandra. W akcje zbierania pieniędzy zaangażowali się mieszkańcy Konar i pozostałych miejscowości z terenu gminy Kłomnice. Miejscowa OSP uruchomiła 6 stycznia akcję #razemdlaOlka, wykorzystującą ubiegłoroczny pomysł strażaków z Gaszyna #gaszynchallenge.

– Pomagaliśmy wtedy małemu Wojtusiowi walczącemu z SMA. Skala zbiórki przerosła oczekiwania i udało się pomóc Wojtkowi i wielu innym dzieciakom! Czas na drugie okrążenie internetu i pomoc dla kolejnych. Naszej pomocy potrzebuje mały, ale jakże silny mieszkaniec naszej wsi. Olek potrzebuje operacji serduszka, która jest bardzo kosztowna. Wierząc w moc internetu i dobre serca ludzi to czytających startujemy z dziesięcioma pompkami dla Olka – zachęcają druhowie z OSP Konary, nominując i zapraszając do wyzwania strażaków i instytucje nie tylko z regionu częstochowskiego.

Odzew jest bardzo duży. Jak do tej pory zbiórki przyniosły kwotę około 620 tys. zł. Dostępne są one na portalu siepomaga.pl oraz mam-serce.org. Utworzono także grupę licytacyjną na facebook’u, z której cały zysk jest przekazywany na operację dla dwulatka. 

 

Newsletter

Koronagorączka w Mykanowie. Wójt apeluje o zaprzestanie hejtu wobec chorych i ich rodzin

Mykanów

Maskpol na krawędzi bankructwa? W sprawie spółki interweniuje były wicepremier i minister obrony

Panki

Będą kosić i stawiać snopki. Starostwo szykuje na sobotę festiwal

Mykanów

Pobiegną w szczytnym celu. Mieszkańcy Garnka chcą pomóc 13-latce wygrać ze śmiertelną chorobą

Kłomnice

Newsletter