fbpx

Przyrów

Robert Nowak: Chcemy pracować i produkować. Proponowane rozwiązania pogrążą całe polskie rolnictwo

fot. Adrian Biel

Z Robertem Nowakiem, włodarzem Przyrowa, a jednocześnie członkiem zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych, rozmawiamy o aktualnych problemach polskiego rolnictwa oraz tym, dlaczego środowisko protestuje i sprzeciwia się procedowanej obecnie w parlamencie ustawie, tzw. piątce dla zwierząt?

Panie wójcie, spotykamy się, by porozmawiać tym razem nie tyle wprost o samej gminie Przyrów, ale o rolnictwie i wydarzeniach ostatniego miesiąca, związanych z uchwaleniem ustawy, tzw. piątki dla zwierząt lub jak również się mówi „piątki Kaczyńskiego”. Jest pan członkiem zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych, liczącej się w kraju branżowej organizacji, prowadzi pan również własne gospodarstwo rolne. Jakim zapisom przegłosowanej przez Sejm ustawy się przeciwstawiacie?

Ustawa, która została przygotowana, miesza, moim zdaniem, zbyt wiele wątków. My, jako rolnicy, jako środowisko rolnicze, absolutnie nie jesteśmy przeciwko poprawianiu dobrostanu zwierząt. A wręcz odwrotnie. Każdy rolnik wie, że jego zwierzę musi być zdrowe, dobrze wykarmione i pod stałą opieką weterynaryjną, bo wtedy przynosi najlepsze efekty gospodarskie, jak i już te typowo ekonomiczne. W każdym gospodarstwie hodującym zwierzęta lekarz weterynarii jest kilka, jeżeli nie kilkanaście razy w roku. Taki lekarz ma doskonały wgląd w to, jak są traktowane zwierzęta w gospodarstwie i czy tam się dzieje coś złego, czy nie. W protestach chodzi ponadto o dwie kwestie. To wprowadzany zakaz uboju rytualnego oraz de facto likwidację przemysłu futrzarskiego.

Może pan przedstawić szerzej te aspekty?

W ustawie zostało zapisane, że ubój rytualny będzie się ograniczał do zaspokojenia wyłącznie potrzeb środowisk religijnych w naszym kraju. Musimy mieć świadomość tego, że ponad 50 proc. uboju drobiu to jest ubój rytualny. Ten produkt w takich ilościach jest eksportowany poza granice Polski. Podobnie jest z wołowiną, gdzie eksportujemy 80 proc. krajowej produkcji, głównie do krajów muzułmańskich. Tak się składa, że w naszym kraju wołowiny spożywamy mało. To kwestia przyzwyczajenia kulinarnego, ale i pewnie ceny. To mięso nie należy do najtańszych. Z kolei szeroko rozumiany przemysł futrzarski to także duża skala eksportu, ale i problem zagospodarowania dużej ilości odpadów poubojowych. W momencie, kiedy te odpady poubojowe są zjadane przez zwierzęta futerkowe, zdejmują z rynku część tych odpadów. Jeśli ta dziedzina przestanie funkcjonować, problem utylizacji takich odpadów wpłynie wprost na ceny produktów w sklepach. Szacuje się, że te koszty mogą sięgnąć nawet miliarda złotych. Ktoś będzie musiał za to zapłacić, a w sposób pośredni zapłacą za to konsumenci.

Rolnicy twierdzą, że zapaść może dotknąć i wiele innych sektorów rolnictwa?

No tak. Mówi się o wołowinie, o drobiu. Trzeba mieć jednak świadomość, że przecież zwierzęta muszą coś jeść. Drastyczne ograniczenie produkcji mięsa odbije się również na branży związanej z produkcją pasz, ale również i zbóż, gdyż jakaś określona ilość partii tych produktów na rynku po prostu nie zostanie skarmiona.

Ustawa była procedowana ostatnio w Senacie. Z kilku jej zapisów już się wycofano jak, chociażby, miesięcznego okresu wejścia jej w życie.

Tak, rozwiązania przyjęte w ustawie miały zacząć obowiązywać miesiąc po jej wejściu w życie. W przypadku ferm futrzarskich – po roku. Tak ta ustawa wyglądała na początku i to było dla nas totalne kuriozum. Jak można w ciągu miesiąca pozbawiać kogoś dorobku całego życia, a nawet całych pokoleń. Nasze gospodarstwa są to gospodarstwa rodzinne, które przechodzą z ojca na syna i tak naprawdę wielopokoleniowy dorobek życia w ciągu miesiąca musiałby przestać funkcjonować. Już nie wspomnę o zobowiązaniach jak kredyty czy leasingi za maszyny. To wszystko jest bardzo drogie. To trzeba spłacić. Senat troszkę ustawę poprawił, wprowadził dłuższe okresy vacatio legis. Rząd poprawkami wycofał się ponadto z zakazu uboju rytualnego w drobiarstwie. Tak naprawdę nie jesteśmy już w stanie zrozumieć, o co chodzi? Drób można ubijać rytualnie, a woła już nie? Choć to dobrze, bo chociaż ta branża się w jakiś sposób uratuje. No ale Sejm te poprawki ostatecznie może odrzucić i przywrócić ustawie pierwotny kształt. Wszystko zależy od tego, jaką ostatecznie decyzję podejmie partia rządząca. Zakaz uboju rytualnego nie spowoduje, że określone środowiska przestaną takie mięso jeść. Będą spożywać produkt pozyskiwany w taki sam sposób, natomiast swoją uwagę skierują na rynek francuski, niemiecki, kanadyjski czy peruwiański, a nie nasz – polski.

Rozumiem, że wprowadzone poprawki nie są satysfakcjonujące i jest obawa o ostateczny kształt aktu prawnego. Jaki pomysł mają więc środowiska rolnicze, by przekonać parlamentarzystów, aby z tego prawodawstwa się wycofano? Cała opozycja, poza PSL-em i Konfederacją, głosowała przecież za przyjęciem pierwotnej wersji ustawy.

Na tym polegał paradoks tej sytuacji, że opozycja głosowała razem z partiami rządzącymi i to spowodowało taki wynik. Myślę, że nikt, tak naprawdę, nie przemyślał ustawy. Nie była ona konsultowana ze środowiskami rolniczymi. Obwieszczono ją na konferencji prasowej. O tym, że jest zła, świadczy zachowanie byłego ministra rolnictwa, który za swój sprzeciw zapłacił karę polityczną w swoim ugrupowaniu. Nowy minister rolnictwa był posłem sprawozdawcą tej ustawy, więc nie liczymy na żadne wsparcie resortu. Chcemy i przekonujemy parlamentarzystów, by zaprzestać procedowania, by trafiła ona do tzw. sejmowej zamrażarki. Zagadnienia poruszone w ustawie trzeba odłożyć i zmierzyć się z nimi za jakiś czas. Zaczynając od rozmów, uzgodnień i konsultacji, aby wprowadzać zmiany etapowo. Tak, by producenci mogli spokojnie i powoli do nowych wymogów się dostosować. Uważamy, że w obecnej sytuacji covidowego kryzysu  wyrzucanie pieniędzy z budżetu państwa na odszkodowania, co do których nikt nawet nie wie na jakich zasadach miałyby być wypłacane, jest nieracjonalne. To nie ten moment. Absolutnie nie chcemy żadnych odszkodowań. Chcemy pracować i produkować. Spotkaliśmy się ponadto z panem prezydentem Andrzejem Dudą. Przekonywaliśmy go do tego, by zawetował ustawę w przypadku niekorzystnego dla rolników zakończenia prac legislacyjnych w parlamencie. Głównie w tych kwestiach, o których mówiłem wcześniej.

Włączyliście się również w wiele dość ostrych protestów, które odbywają się w całym kraju. Pod posesjami i biurami posłów opcji rządzącej wylądowały bele słomy, obornik i zawisły mocne przekazem banery. To dość radykalna forma wyrażania niezadowolenia.

Ostatnie wybory prezydenckie, ale i parlamentarne, Prawo i Sprawiedliwość wygrało dzięki głosom środowiska rolniczego. Protesty to kwestia zamanifestowania braku akceptacji do sposobu wprowadzania takich rozwiązań i niepoważnego potraktowania środowisk rolniczych, jeśli chodzi o tak kluczową dla nas ustawę. Izba uczestniczyła w tych protestach, nie byliśmy ich organizatorami, natomiast protestujące związki zawodowe obierały różne formy manifestacji niezadowolenia. Myślę, że czasami forma radykalna też jest potrzebna, jeżeli rozmowy i apele nie pomagają.

Gdyby ustawa weszła jednak w życie, to w jaki sposób odbiłaby się to na rolnikach z terenu samorządu Przyrowa?

Tak się składa, że na terenie gminy mamy i fermę norek i dużą fermę drobiu, więc znamy to z autopsji. Ponadto, mamy ponad dwa tysiące hektarów trwałych użytków zielonych. Położone na torfach, gdzie nic innego nie da się zrobić. Nie urośnie tam ziemniak, nie urośnie żyto, nie da się z tego zrobić pola uprawnego. Tam muszą być trawy. W związku z tym ta hodowla bydła jest na naszym terenie nieodzowna i bardzo potrzebna. Do tej pory wszystkie zmiany rynkowe powodowały to, że rolnicy wycofywali się z małych hodowli krów mlecznych, bo po prostu było to nieopłacalne. Poprzestawiali się z produkcji mleka na produkcję wołowiny. Tym bardziej że państwo wspierało ten kierunek i były określone programy finansujące zmianę profilu produkcji. Podobnie obecnie dodatkowe środki kieruje się do gospodarstw, które wycofują się z hodowli trzody chlewnej ze względu na ASF. Zmiany, które miałyby być wprowadzone, są zaprzeczeniem wcześniejszej polityki państwa. Proponowane rozwiązania pogrążą całe polskie rolnictwo. Rząd i parlament muszą się z nich wycofać.

Dziękuję za rozmowę.

Newsletter

Koronagorączka w Mykanowie. Wójt apeluje o zaprzestanie hejtu wobec chorych i ich rodzin

Mykanów

Maskpol na krawędzi bankructwa? W sprawie spółki interweniuje były wicepremier i minister obrony

Panki

Będą kosić i stawiać snopki. Starostwo szykuje na sobotę festiwal

Mykanów

Pobiegną w szczytnym celu. Mieszkańcy Garnka chcą pomóc 13-latce wygrać ze śmiertelną chorobą

Kłomnice

Newsletter