fbpx

Mstów

Rzucił klątwę na parafian z Łobodna. Później objął probostwo w Małusach Wielkich

fot. Pixabay

Częstochowska kuria zmuszona była przenieść skonfliktowanego z lokalną społecznością księdza na nowy duszpasterski odcinek. Nim jednak duchowny zwolnił starą plebanię, w dość specyficzny sposób pożegnał się ze swymi owieczkami. Przeklął ich podczas mszy. Kiedy kapłan urządzał się na terenie nowej placówki, przerażonych parafian z Łobodna musiał uspokajać sam biskup.

Łobodno to niewielka miejscowość położona w powiecie kłobuckim. Kilka tygodni temu wieś miała swój medialny debiut na łamach ogólnopolskich tytułów prasowych. Dość oszczędni w manifestowaniu entuzjazmu dla poczynań duchownego mieszkańcy, doprowadzili do odwołania księdza z probostwa parafii Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej. Co takiego się stało, że niezadowolenie z kapłańskiej posługi ks. Marka Czerneckiego skłoniło przełożonych księdza do zasugerowania mu przeprowadzki? Złożył się na to szereg okoliczności.

Jak donosi lokalny portal miejska.info.pl, duchowny miał w zwyczaju żądać wyjątkowo wysokich cen za pogrzebową posługę. Zwyczajowe „co łaska” u ks. Marka wiązało się z koniecznością uszczuplenia portfela o przynajmniej dziesięć stuzłotowych banknotów. Sługa boży z Łobodna organizował jednak czasem promocje. Kiedy jedną z miejscowych rodzin dotknęła wyjątkowa tragedia i ludzie stanęli przed koniecznością zorganizowania dwóch pogrzebów w jednym tygodniu, ks. Czernecki wykazał się namiastką empatii.

Za pierwszą ceremonię zażyczył sobie 1,4 tys. zł, ale już za drugi pogrzeb zainkasował… 1,3 tys. zł. Ta specyficzna szczodrość chrystusowego przewodnika nie zyskała mimo wszystko uznania w oczach społeczności parafialnej. Miejscowa opinia publiczna zatrzęsła się z oburzenia w reakcji na nadmierne przykręcanie przysłowiowej śruby przez katolickiego duchownego. Czarę goryczy przelało jednak co innego.

W maju w prezencie od dzieci komunijnych proboszcz otrzymał figurkę Jezusa. Trudno spekulować czy duchownemu prezent po prostu się nie spodobał czy bardziej ucieszyłby go jego ekwiwalent, w każdym razie przedstawiający oblicze Pana suwenir wylądował w… komisie. Jak relacjonuje dziennikarz z miejska.info.pl zdenerwowani rodzice po zlokalizowaniu miejsca przebywania prezentu o całej sprawie poinformowali kurię.

Nacisk wzburzonych parafian najwidoczniej odniósł pożądany skutek, bowiem decyzją zwierzchników ks. Czernecki został zobowiązany do opuszczenia parafii z ostatnim dniem czerwca. Niestety nie obeszło się tego dnia bez kolejnych niesnasek.

– Według nich (mieszkańców – przyp. red.) ksiądz od poniedziałku wywoził wszystko z parafii. W środę zaś miała tam miejsce mała awantura. Część rady parafialnej postanowiła przyjrzeć się tej przeprowadzce z bliska, a na miejscu pojawił się przedstawiciel kurii oraz nowy proboszcz, ks. Tadeusz Łachut. Atmosfera była tam, delikatnie mówiąc napięta. Ks. Łachut nie miał nic przeciwko obecności parafian przy całym procederze. Jak podkreślał ”wierni powinni przy tym być, bo mają wiedzę, co znajdowało się na plebanii przed przyjściem ks. Czerneckiego”. Doszło do tego, że jedną z pań proboszcz wyrzucił ze swojej kancelarii. Nerwową atmosferę podsycała jeszcze gosposia, słynna w okolicy pani Maria. Według relacji mieszkańców, jej wtrącanie się w całą sprawę nie spodobało się ks. Łachutowi, który oznajmił, że on też ma gosposię, która jednak ”lepi kluchy w kuchni” gdy ten przyjmuje interesantów i co najwyżej zadaje pytania związane z owymi ”kluchami”. Nowy proboszcz był też wyraźnie poirytowany brakiem przygotowania się formalnego do przeprowadzki ks. Czerneckiego, który nie mógł znaleźć żadnych protokołów, przedstawiających co znajdowało się wcześniej na parafii – można przeczytać w serwisie miejska.info.pl.

Z reporterskiej relacji wynika, iż były proboszcz przekonywał, że zabiera tylko swoją własność. Co innego twierdzili mieszkańcy. Ks. Tadeusz Łachut, który objął parafię w Łobodnie, podczas pierwszej swojej mszy zachęcał wiernych, by ci sami przyszli i zobaczyli ”gołe ściany” jakie zostawił mu w spadku poprzednik. Świadkowie, którzy udali się po eucharystii na wizję lokalną potwierdzili, że z pomieszczeń zniknęły nawet karnisze.

Do gorszącego skandalu doszło jednak podczas ostatniego nabożeństwa, które odprawiał ks. Marek Czernecki.

– „Osoby, które utrudniały mi życie, wyklinam, a stołu przysięgam, że nie zabrałem” – podsumował ksiądz udając się przed ołtarz, gdzie uklęknął, uniósł dłoń w górę i powtórzył słowo przysięgam” – przytacza relacje świadków portal.

Według tego internetowego serwisu prawdziwość informacji potwierdził również nowy proboszcz, który podczas niedzielnej sumy zapowiedział, że na kolejnej mszy pojawi się biskup Andrzej Przybylski. Słynący z serdeczności do wiernych i znany z posiadania wielkiej klasy kapłan, powitał ks. Łachuta na parafii, przeprosił wszystkich zgromadzonych za zachowanie ks. Czerneckiego, a także dokonał aktu zniesienia nałożonej przez niego klątwy.

Pomimo podjętych kilkukrotnych prób telefonicznego kontaktu z nowym proboszczem parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Małusach Wielkich, nie udało nam się dodzwonić do księdza Czerneckiego. Telefon pozostawał głuchy, co tym samym uniemożliwiło poznanie pobudek jakie kierowały duchownym, który w tak dość osobliwy sposób pożegnał się z dawnymi parafianami. Bez problemu udało się za to skontaktować z przedstawicielem kurii. Jak tłumaczył on powody przeniesienia ks. Marka do Małus Wielkich?

– Ks. Marek Czernecki pracował w parafii, w której istniały pewne napięcia pomiędzy nim, a grupą parafian. Trudności w relacjach były powodem prośby o zmianę placówki – odpisał w mailu ks. Mariusz Bakalarz, rzecznik prasowy archidiecezji częstochowskiej.

Czy przeniesienie księdza do Małus Wielkich i powierzenie mu obowiązków proboszcza nowej parafii jest formą kary dla duchownego w związku z działaniami jakie mieszkańcy Łobodna podejmowali w celu doprowadzenia do zmiany duszpasterza?

– Przeniesienie ks. Czerneckiego nie było karą za opisane sprawy, ale to właśnie w związku z wcześniej planowaną zmianą zaszły wspomniane wydarzenia. Słowa, które padły z ust księdza na zakończenie jego posługi w tejże parafii nie mogą być w żadnej mierze nazwane „klątwą”. Były skądinąd niestosowne, ale wynikały z rozgoryczenia atakami ze strony wspomnianych parafian. Kwestia zachowania ks. Marka oraz sporu co do składników majątku parafialnego jest wyjaśniana – stwierdził rzecznik kurii.

Ksiądz-rzecznik nie sprecyzował na czym polegały „ataki” parafian, o których wspomniał. Nie chciał też podzielić się wiedzą na temat tego jaką miały formę, ani też czy kurii znane są powody z jakich dochodziło do wspomnianych „ataków”? Czy sugeruje, że w całej sprawie winni są parafianie, a nie duszpasterz, którego zadaniem jest pełnienie posługi pełnej miłosierdzia, pokory i zachowania umiaru w żądaniach ofiar „co łaska”?

– Nikt nie twierdzi, że wina jest po stronie parafian, ale sprawy są złożone i dlatego należy podejść do nich z należytym spokojem i rozwagą, co wymaga też czasu – skwitował ks. Mariusz Bakalarz.

Newsletter

Koronagorączka w Mykanowie. Wójt apeluje o zaprzestanie hejtu wobec chorych i ich rodzin

Mykanów

Maskpol na krawędzi bankructwa? W sprawie spółki interweniuje były wicepremier i minister obrony

Panki

Będą kosić i stawiać snopki. Starostwo szykuje na sobotę festiwal

Mykanów

Pobiegną w szczytnym celu. Mieszkańcy Garnka chcą pomóc 13-latce wygrać ze śmiertelną chorobą

Kłomnice

Newsletter