Z Tomaszem Stalą, przedsiębiorcą i liderem częstochowskiej listy Konfederacji w nadchodzących wyborach do Sejmu, rozmawiamy o tym, jaką opozycją w minionej kadencji byli przedstawiciele jego formacji, o gospodarczych propozycjach ugrupowania i relacjach polsko-ukraińskich.
Szykuje się pan już z kolegami na koalicję rządową z Prawem i Sprawiedliwością po wyborach 15 października?
Broń Boże, absolutnie nie. Konfederacja nie wejdzie w żadną koalicję z PiS-em. Lansowanie w mediach tej piramidalnej bzdury ma służyć zamydleniu ludziom oczu i odwróceniu uwagi społeczeństwa od obłudy tzw. opozycji i skali wspierania przez parlamentarzystów Platformy, PSL-u czy Lewicy, wybitnie szkodliwych, niejednokrotnie wręcz niebezpiecznych pomysłów partii rządzącej.
Na podstawie czego pan tak uważa?
Na podstawie faktów. Każdy, kto tylko zechce poświęcić swój czas i przeanalizuje choćby poszczególne głosowania sejmowe, to mocno się zdziwi. Na własne oczy zobaczy, że teatr, który politycy nam serwują każdego dnia w telewizji, ta rzekoma opozycyjność względem PiS-u, to cyrk jedynie na pokaz. Partia Kaczyńskiego z jednej strony, a Platforma, PSL i Lewica z drugiej, to dwie strony wciąż tego samego paskudnego medalu. To zwykła farsa, która jasno pokazuje, że tych ludzi tak naprawdę niewiele dzieli i przede wszystkim jedno silnie łączy. Żądza koryta. Posłowie Konfederacji byli jedynymi parlamentarzystami, którzy stanowili faktyczną opozycję, konsekwentnie punktującą szkodliwe dla Polaków pomysły ekipy premiera Morawieckiego.
Czy mógłby pan podać jakieś przykłady?
Proszę bardzo. Przede wszystkim warto przypomnieć, co politycy zrobili Polakom podczas tego całego covidowego wariactwa, z którym mieliśmy do czynienia przecież jeszcze nie tak dawno temu. Przez utrudnianie ludziom dostępu do służby zdrowia przedwcześnie wpędzono do grobu ponad dwieście tysięcy naszych rodaków. Rujnowano polską gospodarkę, zatruwano na każdym kroku wszystkim życie, dewastowano ludziom firmy, wprowadzano absurdalne zakazy. Każdy pamięta przecież jak między innymi zabroniono ludziom wchodzić do lasów. To, że PiS dzisiaj schował ministra Niedzielskiego, nie oznacza, że nic się nie wydarzyło. Wydarzyło się w tym czasie dużo złego i warto przypominać ludziom, kto za to odpowiada. Oczywiście odpowiedzialność za błędną i szkodliwą politykę ponoszą przede wszystkim rządzący, ale warto przy tym jednak pamiętać i przypominać, że wszyscy – PO, PSL, Hołownia i lewactwo – popierali wprowadzony zamordyzm. Jedynie politycy Konfederacji przeciwstawiali się temu szaleństwu. Spanikowana opozycja, na czele z PO, żądała wprowadzenia przymusu szczepień. Tak faktycznie wygląda w ich wydaniu wolność, demokracja i definicja lansowanego także przez nich hasła „moje ciało, mój wybór”. Hipokryzja i porażająca obłuda. Dzisiaj próbują umniejszyć swoją rolę w tym wariactwie, bo gdy czas pokazał, że to my mieliśmy rację, im pozostaje jedynie karmienie ludzi kolejną ściemą. Niestety, żeby umieć się uderzyć we własne piersi i przyznać się do błędu, trzeba najpierw mieć jakiś zalążek klasy, mądrości i elementarnego poczucia honoru, o odpowiedzialności nie wspominając. Zarówno ludziom z PiS-u, jak i ich zakamuflowanym pomagierom, ze wspomnianych partii, niejednokrotnie brakuje tych podstawowych, szlachetnych przymiotów. Zwłaszcza w sytuacjach takich jak w przypadku covida, wysoce kryzysowych. Dlatego warto takie rzeczy Polakom przypominać i między innymi z tego powodu zdecydowałem się wziąć udział w nadchodzących wyborach do Sejmu.
Spokojne życie przedsiębiorcy chce pan zamienić na ten, jak pan to ujął, sejmowy cyrk?
A kto powiedział, że życie przedsiębiorcy jest spokojne? Droga pani, życie każdego, kto w naszym kraju prowadzi swoją działalność, to ciągłe stąpanie po polu minowym. Ilość regulacji, notorycznie zmieniających się przepisów, urzędniczych kłód rzucanych pod nogi, to na pewno nie jest spokojna egzystencja. Podziwiam moich rodaków, którzy w naszej rzeczywistości tworzą, rozwijają i prowadzą swoje biznesy. To, że im się chce. Choć mnie też się chce pomimo szeregu trudności, jakie napotykam, działając ze świadomością, że codziennie państwo polskie i jego urzędnicy walą mnie biurokratyczną pałą po głowie. Ta determinacja zaowocowała tym, że w Sejmie zamierzam być rzecznikiem małych i średnich przedsiębiorców. Jako osoba, która stworzyła od zera swoją firmę, wiem, co należy zrobić, by uwolnić gospodarczy potencjał Polaków. Wystarczy przede wszystkim im nie przeszkadzać. By jednak nie przeszkadzać, trzeba poluzować zasady prowadzenia biznesu w Polsce właśnie wobec tych małych i średnich przedsiębiorców. Korporacje zawsze sobie poradzą. Mają armię prawników, doradców podatkowych, lobbystów. Człowiek, który prowadzi małą, jedno- lub kilkuosobową firmę, nie ma często nikogo oprócz siebie i swojej determinacji. W zderzeniu z biurokratyczną machiną państwa jest często bezradny, a jednak prze do przodu. Proszę mi wierzyć, że gdyby poluzować to chomąto, to podejmowane przez ludzi biznesowe przedsięwzięcia wystrzeliłyby na zupełnie inny poziom. Nie może być tak, że państwo ciśnie, jak cytrynę i traktuje przedsiębiorców jako dostarczycieli zasobów czy bankomat dla swoich programów socjalnych. To trzeba zmienić. Państwo jest silne i bogate wówczas, kiedy bogaci i silni są jego obywatele. Nie można tych najbardziej zaradnych karać za to, że są pracowici, że coś potrafią, że nie oglądają się na innych i jedyne czego pragną, to by państwo się od nich odczepiło.
W swoich materiałach wyborczych przekonuje pan, że Konfederacja proponuje największą w historii obniżkę podatków. Chcecie uprościć system, sprawić, żeby Polacy więcej zarabiali, a inflacja nie pożerała pensji i oszczędności. W jaki sposób?
Albo Konfederacja, albo kontynuacja. Konfederacja jest jedyną siłą polityczną, która konsekwentnie sprzeciwia się łupieniu Polaków i kupowaniu ich za ich własne pieniądze. Proszę zobaczyć, do czego doprowadziło rozdawnictwo PiS-u? Do rekordowego zadłużenia Polski i Polaków. Skumulowana inflacja tylko w ciągu tej kadencji Sejmu, od 2019 roku, sięgnęła już blisko 50 proc. W te cztery lata rządzący, te łobuzy, oskubali nas z naszych oszczędności, a koszty życia skokowo wzrosły. Wszyscy licytują się i prześcigają w proinflacyjnych pomysłach. PiS obiecuje, że wyremontuje osiedla, Hołownia chce rozdawać ciężarówki elektryczne, PSL chce finansować akademiki, a Lewica chce nawet studentom płacić za to, że studiują i obiecuje wprowadzić 35-godzinny tydzień pracy. Platforma natomiast z kieszeni Polaków chce finansować odsetki od kredytów 0 proc. czy tzw. „babciowe”. Obłęd, który prowadzi nas wprost do kryzysu, jaki przeżyła w swoim czasie Grecja. Ten komiczny festiwal mamienia Polaków nie ma końca. Bóg jeden wie, jakie irracjonalne pomysły przyjdą tym ludziom jeszcze do głowy? To wszystko ma być finansowane z budżetu państwa, czyli naszych wspólnych pieniędzy. Rząd nie ma przecież żadnych swoich funduszy. Dysponuje tym, co zabierze z kieszeni Polaków albo, co gorsze, tym, co dodrukuje. Mamy największy w historii Polski deficyt budżetowy, spadek PKB jest największy w całej Unii Europejskiej, gospodarka wchodzi w recesję, a oni perfidnie plują Polakom w twarz i przekonują, że to deszcz pada. Obiecają wszystko, by tylko utrzymać władzę, by wciąż być szulerami przy zielonym stoliku. Dobrze się przy tym bawią. Dodrukować i rozdać. Jak nie wywrócimy im tego stolika, jak Polacy się nie otrząsną, to za kilka lat czeka nas nieuchronne bankructwo i bieda, jakiej obecne pokolenia nie widziały. Ten rok jest już zresztą rekordowy pod względem upadłości konsumenckich i upadłości firm. Siła nabywcza pieniądza ciągle spada, a koszty rosną. Najwyższy czas zatrzymać to szaleństwo.
Co więc proponujecie?
Każdy pracujący Polak oddaje przeciętnie państwu około 40 proc. swoich dochodów w formie PIT, składek na ZUS i na NFZ. Następnie płaci VAT, akcyzę oraz różne parapodatki, w wyniku czego ponad połowa dochodów pracującej części społeczeństwa trafia w ręce polityków i biurokratów. Rząd rzuca kłody pod nogi najbardziej pracowitym i przedsiębiorczym Polakom, zabierając im większość owoców ich pracy. Najlepszym przykładem ucisku fiskalnego są składki na ZUS dla przedsiębiorców, które w przyszłym roku, łącznie ze składką zdrowotną wyniosą ponad 2 tys. zł miesięcznie. Kwota ta jest ogromnym obciążeniem i stanowi trudną do przekroczenia barierę dla rozwoju małych firm, a także częstą przyczynę ich bankructwa lub ucieczki w szarą strefę. Co więcej, metody działania aparatu fiskalnego są często o wiele gorsze w skutkach niż same podatki. W zamian za te wszystkie daniny otrzymujemy wizję głodowych emerytur, niewydolny system ochrony zdrowia i niedostosowaną do potrzeb rynku pracy edukację. Wiele z naszych wspólnych pieniędzy jest bezmyślnie wydawanych na ciągle rozrastającą się biurokrację, a także na coraz to nowe programy socjalne. Skala rozkradania i marnotrawienia pieniędzy w naszym państwie jest gigantyczna. Proponujemy to, o czym już wcześniej wspomniałem. Wolność gospodarczą i największą w historii obniżkę podatków. Dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców. Nasze propozycje to ukłon w kierunku pracy i pracowitości. Uprościmy system, odbiurokratyzujemy procedury. Podatki będą proste i niskie. Polacy będą więcej zarabiać, państwo nie będzie ich łupić. Inflacja nie będzie pożerać naszych pensji i oszczędności. Wpiszemy do konstytucji ochronę gotówki, bo gotówka to wolność. Jednym z najważniejszych dla mnie osobiście postulatów, jest to, że państwo ma zadbać przede wszystkim o własnych obywateli.
Trudno nie doszukać się tutaj nawiązania do relacji polsko-ukraińskich, które po napaści Rosji na naszego wschodniego sąsiada wkroczyły w zupełnie nowy wymiar.
Rządzące partie proponują nam budowanie państwa wielokulturowego i wielonarodowego. Platforma i Lewica chcą przyjmować imigrantów, którzy bezprawnie dostali się do Europy, a PiS skupia się na budowie państwa polsko-ukraińskiego. I to wszystko za nasze pieniądze. My się temu sprzeciwiamy. Obcokrajowcom finansujemy już dostęp do opieki medycznej, 500+, a za chwilę to będzie 800+, dostają pieniądze z kapitału rodzicielskiego, od niedawna finansujemy im tanie kredyty mieszkaniowe. Zgrozą jest, że Ukraińcom należy się w tym momencie minimalna emerytura, jeżeli przepracowali w Polsce tylko jeden dzień. Co to ma być? Polacy przez dziesięciolecia pracowali na swój kraj, a po kilkudziesięciu latach harówki mają zszargane zdrowie i niejednokrotnie głodowe emerytury. Nasze wsparcie dla Ukrainy to już około 2 proc. PKB. To kilkadziesiąt miliardów złotych. Co gorsze, te przywileje dla Ukraińców rodzą po ich stronie jeszcze większą roszczeniowość, jak chociażby w kwestii dostępu do rynku zboża, a w sprawie ekshumacji zamordowanych przez Ukraińców na Wołyniu polskich obywateli nadal nie możemy się doczekać rozwiązania. Olbrzymim problemem jest to, że polscy politycy w relacji z ukraińską władzą poszli na tak absurdalne ustępstwa, że prezydent Wołodymyr Zełenski ze swoją ekipą musi w Kijowie z niedowierzaniem przecierać oczy i tarzać ze śmiechu. Duda, Morawiecki i Kaczyński, słowami rzecznika naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych określeni mianem „sług narodu ukraińskiego”, zrobili w tym aspekcie dużo złego. Nie wiem tylko, czy z naiwności, czy własnej głupoty?
Mocne słowa.
A jak prowadzoną przez nich politykę można nazwać inaczej? Ludzie ze wschodnią mentalnością ustępstwo uznają za przejaw słabości. Nie szanują takich partnerów. I tę słabość polskich polityków od początku wojny na Ukrainie wykorzystują. Oddaliśmy Ukrainie niebywale trudne do policzenia zasoby, siły, środki, sprzęt, paliwo, amunicję. Wzięliśmy na utrzymanie obcy naród, czemu tylko Konfederacja się sprzeciwiała, a dziś, widząc jak Zełenski pluje Polakom w twarz, wychodzi bankructwo tej polityki. Sponiewierano autorytet państwa polskiego. Ponad rok budowania partnerstwa opartego w rzeczywistości na mrzonkach, na złudzeniach i na poświęcaniu polskich interesów gospodarczych i politycznych, czy w obszarze polityki historycznej, kończy się naszą spektakularną porażką. Dziś widać wyraźnie, że Ukraina jest partnerem, który nie tylko nie chciał przyjaźni z Polską, ale który zwyczajnie wykorzystał rząd PiS-u, wykorzystał prezydenta Dudę, który wierzył w jakąś osobistą przyjaźń z prezydentem Zełenskim. Kijów wziął, co chciał i wytarł politykami PiS-u podłogę. Taka jest brutalna prawda. Konfederacja nie jest zwolennikiem psucia stosunków z żadnym państwem czy narodem, ale musimy mieć poczucie własnej godności, musimy prowadzić politykę racji stanu i interesu gospodarczego. Musimy się sami szanować.
Nie owija pan w bawełnę. Spotkałam się z taką opinią od osób, które śledzą pańskie wypowiedzi, choćby na Facebooku, że można nie być zwolennikiem Konfederacji, ale często trudno nie przyznać panu racji.
Może dlatego, że mówię o uniwersalnych sprawach, a rozwiązania, które proponuję są spójne, logiczne. Mam, co robić w życiu. Nie wybieram się do Sejmu, bo brak mi pomysłu na życie. Idę tam, bo chciałbym zastąpić w ławie sejmowej stetryczałych dziadersów, którzy od lat udają, że interesuje ich los częstochowian i mieszkańców okolicznych powiatów i gmin. Tak naprawdę z parlamentu uczynili sobie fundusz emerytalny i sposób na życie na koszt podatników. Taki poseł Giżyński tkwi w nim już ponad dwadzieścia lat i trzecie wybory z rzędu potrafi obiecywać na spotkaniach przywrócenie województwa częstochowskiego. Serio. A nie brakuje ludzi, którzy się wciąż na to nabierają. Coś porażającego. Dziś Polska potrzebuje polityków, którzy rozumieją wyzwania współczesnego świata, mają silny kręgosłup, zasady i nie będą jedynie w sejmowych ławach służyć jako „naciskacze” guzików do głosowania. Inaczej nie zbudujemy lepszej Polski dla następnych pokoleń. Polski nowoczesnej, w której każdy, kto akceptuje ustalony porządek prawny i reguły społeczne może wieść dobre i szczęśliwe życie. I w końcu Polski, w której państwo dba przede wszystkim o własnych obywateli, buduje własną potęgę gospodarczą, polityczną i militarną. Polska musi być państwem dumnym i świadomym swojej dziejowej roli, a nie uchodzić za niepoważne, zwasalizowane państwo z tektury, które zakompleksione wstydliwie wisi u klamki możnych tego świata.
Dziękuję za rozmowę.