W grudniu ubiegłego roku zakończył się proces o zniesławienie, jaki była dyrektor szkoły w Miedźnie wytoczyła wójtowi Piotrowi Derejczykowi. Sąd Apelacyjny co do zasady podtrzymał orzeczenie z pierwszej instancji, uznając go za winnego pomówienia byłej pracownicy jednostki samorządowej.
Wioletta Skoczylas, była dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Miedźnie, wytoczyła Derejczykowi proces karny o zniesławienie. Określone w art. 212 Kodeksu Karnego postępowanie ścigane jest bowiem wyłącznie z oskarżenia prywatnego. Oznacza to, że osoba, która poczuła się dotknięta, musi skierować do sądu pozew. Jego istotę stanowi pomówienie kogoś o takie postępowanie lub właściwości, które w powszechnym odbiorze mogą pokrzywdzonego poniżyć lub pozbawić zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu, prowadzenia danej działalności czy zajmowania stanowiska. Grozi za to grzywna lub kara ograniczenia wolności. Nawet rok można spędzić w więzieniu, jeśli do zniesławienia doszło w środkach masowego przekazu.
I taki prywatny akt oskarżenia Skoczylas do częstochowskiego sądu wniosła, gdyż poczuła się urażona trzema stwierdzeniami, których autorem miał być włodarz gminy. W jej mniemaniu rozgłoszone publicznie przez wójta twierdzenia były nieprawdziwe i pomawiały ją w oczach opinii publicznej, narażając na utratę zaufania społecznego.
Dwa z nich dotyczyły powodów jej odwołania pod koniec 2019 roku z kierowniczego stanowiska w placówce. Chodziło o przyjęcie i niezewidencjonowanie w 2018 roku w księgach rachunkowych wspomnianej szkoły kwoty co najmniej 1,2 tys. zł jako wynagrodzenia za nocleg pielgrzymów w budynku ZSP. Drugi odnosił się do podpisania przez nią protokołu uruchomienia kotła instalacji centralnego ogrzewania w trakcie realizacji termomodernizacji tego szkolnego obiektu. Jak podnosił wówczas wójt, Skoczylas zrobiła to bez upoważnienia, co groziło poważnemu uszczerbkowi w majątku gminnym. Trzeci z zarzutów odnosił się do wypowiedzi w kwestii celowości i wysokości wydatków na remont pomieszczeń administracyjnych w ZSP w Miedźnie.
Sąd pierwszej instancji, wydając w maju ubiegłego roku skazujące Derejczyka orzeczenie, dwóch pierwszych zarzutów nie wziął pod uwagę. Tym samym stwierdził, że powody odwołania Skoczylas nie były nieprawdziwe. Wyrok oparł wyłącznie na trzecim zarzucie, na stwierdzeniu, które włodarz wypowiedział w październiku 2019 roku podczas spotkania z rodzicami uczniów ZSP w Miedźnie. Derejczyk w swej wypowiedzi zakwestionował celowość wydatkowania kwoty 150 tys. zł na remont gabinetu dyrektorskiego. W jego opinii bardziej właściwe było wyremontowanie za tę kwotę przyszkolnego placu zabaw.
Remont samego gabinetu w istocie miał miejsce, ale kosztował nie 150 tys. zł, ale 71 tys. zł. Skoczylas przedstawiła sądowi faktury, które obok tego ewidencjonowały jeszcze wydatki na remont pokoju nauczycielskiego i korytarza w szatni oraz dwóch świetlic i trzech sal lekcyjnych. Razem wydała około 130 tys. zł.
Za ten właśnie błąd sąd wymierzył włodarzowi karę grzywny w wysokości 4,5 tys. zł, zapłatę 2,5 tys. zł nawiązki na rzecz Polskiego Czerwonego Krzyża i 4 tys. zł dla skarżącej. Zarządził także podanie wyroku do publicznej wiadomości. Apelacja zmieniła praktycznie tylko miejsce publikacji wyroku. Ma on zostać umieszczony na pół roku na stronie internetowej gminy.
– Remont gabinetów i sekretariatu był najdroższą pozycją w budżecie, kosztował ponad 70 tys. zł. Moja luźna wypowiedź nie była nieprawdziwa, a jedynie nieprecyzyjna, co też często się zdarza w sytuacji bezpośrednich, dynamicznych spotkań. W moim odczuciu nie spełniała znamion występku i nie powinna być podstawą ferowania wyroku karnego. Sądy domagają się jednak od osoby piastującej funkcję publiczną matematycznej dokładności. Nie zgadzam się z nimi. W ferworze emocjonalnej i burzliwej dyskusji czasami trudno spełnić te wymogi – skomentował całą sprawę wójt Piotr Derejczyk. – Zgodnie z polskim prawem przestępstwo zniesławienia można popełnić wyłącznie umyślnie. Sprawca powinien chcieć dokonać zniesławienia i godzić się na ewentualne tego konsekwencje. Co więcej, jak podnoszą karniści, umyślność przestępstwa wymaga, aby sprawca miał świadomość nieprawdziwości stawianego zarzutu. Nie mogę zatem uznać rozstrzygnięcia za sprawiedliwe. Trzeba jednak szanować wyroki sądów, choć nie są one nieomylne – podkreślił w przesłanym oświadczeniu.
Możliwość skazywania przez sądy nawet na karę więzienia za pomówienie od lat wzbudza ogromne kontrowersje w debacie publicznej. Ofiarami art. 212 kk padają głównie dziennikarze. W reżimowych czasach miał być to bowiem bat na niepokornych i dociekliwych żurnalistów, w odwecie za krytyczne publikacje.
Osobiście sam doświadczyłem niedawno zderzenia z wymiarem sprawiedliwości, jeśli chodzi o art. 212 kk. W połowie 2020 roku Paweł Gąsiorski, nomen omen kontrowersyjny właściciel internetowych serwisów samorządowych (także na terenie gminy Miedźno – przyp. red.), złożył w sądzie dwa prywatne akty oskarżenia. Przypomniało mu się, iż pół roku wcześniej na łamach portalu i gazety wPowiecie ukazały się artykuły, w których poruszono związane z nim wątki. Byłego sołtysa wsi Cisie (miejscowość w gminie Blachownia – przyp. red.) niezwykle zabolały trzy podane w nich kwestie. Gąsiorskiemu nie spodobało się to, że został nazwany blogerem oraz to, że w swej działalności zajmował się także strzyżeniem psów. Jednak najbardziej redakcja podpadła mu za sformułowanie, iż przed laty – jak donosiły częstochowskie media – miał on prowadzić strony z pornografią. Gąsiorski przegrał z kretesem obie sprawy, jakie za rzekome zniesławienie wytoczył właścicielom gazety wPowiecie. Podczas toczących się procesów przedstawiliśmy szereg dowodów na to, że nie tylko prowadził strony z pornografią, ale ta aktywność generowała kolosalne pieniądze.
W wolnej Polsce sprawa likwidacji art. 212 kk wraca od wielu lat. W istotny sposób ingeruje bowiem w prawo do wolności wypowiedzi i wolności prasy, jednych z filarów demokracji. Likwidację przepisu postulują liczne organizacje, w tym Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich czy Izba Wydawców Prasy. Krytycznie na jego temat wypowiadają się także Rzecznik Praw Obywatelskich oraz sami parlamentarzyści.
Podkreślają oni, że do ścigania za zniesławienie wystarczą przepisy Kodeksu Postępowania Cywilnego, które gwarantują równe prawa i godność obu stronom sporu, czego nie zapewnia postępowanie na podstawie Kodeksu Karnego. Do tej pory jednak kolejne ekipy rządzące niewiele w tej sprawie zrobiły.
Polskie sądy zresztą ostatnio chyba mają spory problem z orzekaniem w procesach o zniesławienie. Głośnym echem w całym kraju odbił się w grudniu ubiegłego roku wyrok w sprawie przeciwko wiceburmistrzowi Cieszyna Przemysławowi Majorowi. Odpowiadał za to, że pomówił Straż Graniczną, Ministerstwo Obrony Narodowej, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz premiera Matusza Morawieckiego. W październiku 2021 roku w mediach społecznościowych, w reakcji na kryzys na polsko-białoruskiej granicy, przyrównał on instytucje państwowe do nazistów. Wpis zilustrował ponadto fotografią przedstawiającą małych więźniów opuszczających niemiecki obóz Auschwitz. Sąd uznał wiceburmistrza za winnego, gdyż, jak argumentował, użyte sformułowanie „niewątpliwie uwłaczało czci i przekraczało granicę dozwolonej krytyki”. Umorzył jednak sprawę samorządowca na roczną próbę.
Oskarżenie o zniesławienie może więc tak naprawdę spotkać każdego. Spotkało i wójta Piotra Derejczyka. Został ukarany za słowa, choć realizował przysługujące każdemu obywatelowi prawo do krytyki funkcjonariusza publicznego, jakim była piastująca funkcję dyrektorską Wioletta Skoczylas. W jego odczuciu, ale i co podnosiło wielu rodziców, remont placu zabaw był inwestycją pożądaną i oczekiwaną, zapewniającą tym samym bezpieczeństwo dzieci korzystających z urządzeń zabawowych. Czy taka wypowiedź uwłacza czci i przekracza granicę dozwolonej krytyki? Trudno nie przyznać Derejczykowi racji, że właściwie został ukarany za swoją nieprecyzyjność wypowiedzi.
W tych sprawach jednak co innego rzuca się w oczy. Wiceburmistrz Cieszyna w 2019 roku startował do parlamentu z list PSL-u, wójt Drerejczyk natomiast ze Zjednoczonej Prawicy. Rozstrzygnięcia sądów są zgoła różne. Tam kary nie ma, a tu jest. W obu tych przypadkach poległy w sądach tak naprawdę osoby ze środowiska politycznego związanego z obecną ekipą rządzącą. W takich kategoriach trzeba by bowiem rozpatrywać brak kary za nazwanie premiera nazistą. W porównaniu z wyżej przytoczonym przykładem z Cieszyna, waga występku włodarza Miedźna wydaje się być niewielka.
Dla samego włodarza takie rozstrzygnięcie tak naprawdę niewiele zmienia. Wyroki sądów karnych w sprawach z oskarżenia prywatnego nie mają bowiem z mocy prawa wpływu na możliwość piastowania przez niego funkcji publicznych. Nie zmienia to faktu, że art. 212 kk, jako relikt komuny, powinien być jak najszybciej zniesiony.