Sesje Rady Miejskiej w Blachowni zwykle przebiegają według sprawdzonego scenariusza — zmiany w budżecie, zgody na sprzedaż nieruchomości, i kilka innych punktów, które nie budzą większych emocji. Kto był choć raz, wie, że to widowisko pozbawione fajerwerków, ale nawet w najbardziej monotonnych wydarzeniach czasem trafi się chwila, która potrafi rozbudzić uśpionych obserwatorów.
Tak właśnie było podczas nadzwyczajnej sesji w lipcu, kiedy szczególnym echem w całej gminie odbiła się sprawa zaciągnięcia nowego kredytu i zwiększeniu zadłużenia Blachowni o dodatkowe 2,5 mln zł. Wywołało to burzę wśród mieszkańców i radnych, a decyzja ta odbiła się czkawką nawet w koalicji rządzącej gminą. Działanie burmistrza Cezarego Osińskiego zostało skrytykowane za brak transparentności i odpowiedzialności finansowej.
I tak było na ostatnim posiedzeniu. Z letargu wyciągnęła wszystkich Renata Kolman, była radna i kandydatka na burmistrza, która przed drugą turą ostatnich wyborów samorządowych poparła właśnie Osińskiego. Zabrała głos podczas wolnych wniosków. Wszyscy w napięciu czekali, jakie to peany zacznie wygłaszać. A tu niespodzianka!
Mieszkanka zwróciła się z pochwałami do… radnego Tomasza Rećko, przewodniczącego rady poprzedniej kadencji, a obecnie zagorzałego krytyka poczynań Osińskiego. Pochwaliła jego wcześniejsze działania oraz zasadne pytania, które skierował do skarbnika gminy. Sam Rećko wyglądał na nieco zdezorientowanego, jakby nie dowierzał, że Kolman publicznie go chwali.
Jednak to był dopiero wstęp do dalszej części spektaklu. Kobieta zaczęła zadawać władzom pytania, które z pewnością nie były wygodne. Przewodnicząca rady Edyta Mandryk, szybko wkroczyła jednak do akcji.
– Wolne wnioski, jak sama nazwa wskazuje, są wolne. Każdy może się wypowiedzieć, ale niekoniecznie w danym momencie uzyska odpowiedź – próbowała stopować zakusy Renaty Kolman przewodnicząca Mandryk, starając się nie dopuścić, by trudne pytania bezpośrednio dotknęły burmistrza.
Ton szefowej rady sugerował, że pytania zadawane w tym punkcie obrad bardziej przypominają formę terapeutyczną dla mieszkańców niż realną debatę. Takie „wolne” wnioski – wolne od odpowiedzi. Jej słowa brzmiały jak subtelna zasłona dymna, mająca oddalić niewygodne tematy na dalszy plan, choć atmosfera na sali wyraźnie się zagęściła, bo Kolman nie odpuszczała.
Zapytała wprost, co oznacza wyrażenie „niedoszacowanie inwestycji”, którym przedstawiciele urzędu tak często się posługują. Zadała to pytanie z takim wielkim przekonaniem, bo w końcu na liczeniu się zna, jako księgowa z wieloletnim stażem.
– Odpowiedź otrzyma pani na piśmie — wyjąknął burmistrz.
Mieszkanka nie poprzestała na trudnych pytaniach o inwestycje. Z równą determinacją dopytywała o podwyżki dla pracowników Zarządu Mienia Komunalnego i Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Przypomniała, że to również są pracownicy gminy, tak samo, jak ci, którzy pracują w urzędzie, a ci już od dawna cieszą się wyższymi pensjami, na które zresztą Osiński zaciągnął w części wspominany na wstępie kredyt.
To jednak nie koniec. Kolman oskarżyła Osińskiego o nierówne traktowanie pracowników samorządowych. Z podtekstem, że niektórzy pracownicy są, jak widać, „równiejsi” od innych. Osiński, choć nie dał po sobie poznać, że cios trafił w czuły punkt, z pewnością poczuł, że tarcza, którą tak dzielnie stawia mu Mandryk, zaczyna się lekko chwiać.
Zgrzyt wśród niedawnych sojuszników? Kolman przejrzała na oczy? W Blachowni narasta frustracja. Wydawałoby się, że jeszcze niedawno wszyscy grali do jednej bramki. Szybko okazało się, że sojusze potrafią być kruche jak porcelana. Gdy tylko pojawiają się trudne pytania, a pensje zaczynają się różnić, nagle dawne sympatie zaczynają zgrzytać niczym nieoliwione tryby. Może to pierwszy sygnał, że w Blachowni szykuje się polityczny spektakl z większymi fajerwerkami? W końcu, jak mówią, najgorsze konflikty to te w rodzinie.