Powiat częstochowski
Plantacje marihuany w gminach Mykanów i Olsztyn. W sumie zlikwidowano czterysta krzaków
Funkcjonariusze policji odkryli dwie nielegalne uprawy konopii indyjskich. Jedna znajdowała się na terenie kompleksu leśnego, a druga przy torowisku.
Policjanci z Kłomnic zabezpieczyli w lesie w Lubojence prawie trzysta sześćdziesiąt krzewów, z których można było uzyskać blisko szesnaście tysięcy porcji suszu. Rośliny znajdowały się w fazie zaawansowanego rozwoju.
– Niektóre z nich miały prawie trzy metry. Wszystkie zostały zerwane i zabezpieczone. Z roślin można było uzyskać prawie osiem kilogramów marihuany o czarnorynkowej wartości ponad 300 tys. zł – informuje biuro prasowe częstochowskiej komendy miejskiej.
O ile w tym przypadku kryminalni ustalają tożsamość właściciela nielegalnej plantacji, to na terenie gminy Olsztyn doszło już do zatrzymania 37-latka. Mężczyzna wpadł podczas pielęgnacji swoich czterdziestu krzaków.
– Rośliny były wkopane razem z doniczkami w ziemię przy torach kolejowych. Krótkotrwała obserwacja tej uprawy pozwoliła zatrzymać mieszkańca powiatu częstochowskiego. Teraz odpowie przed sądem. Grozi mu do trzech lat więzienia – dodają policjanci.
Powiat częstochowski
Wakacje na drogach powiatu. Mniej wypadków, ale więcej pijanych kierowców
Podczas tegorocznych wakacji na terenie powiatu częstochowskiego odnotowano 45 wypadków drogowych. W ich wyniku 55 osób zostało rannych, ale – w przeciwieństwie do ubiegłego roku – nikt nie zginął. Policja podkreśla poprawę statystyk, zwracając jednocześnie uwagę na rosnący problem nietrzeźwych kierowców.
W okresie od czerwca do sierpnia liczba zdarzeń drogowych spadła o 21 wypadków w porównaniu do ubiegłego roku. Rannych zostało 55 osób, co oznacza spadek o 17 uczestników ruchu względem poprzednich wakacji. Najważniejsza zmiana dotyczy jednak ofiar śmiertelnych. W analogicznym okresie w 2024 roku na drogach zginęły trzy osoby. W tym, na szczęście, nie odnotowano takich przypadków.
Mimo pozytywnych danych dotyczących liczby wypadków, niepokój budzi wzrost liczby nietrzeźwych kierujących. Policjanci zatrzymali aż 234 osoby prowadzące pojazdy pod wpływem alkoholu.
– To o 45 więcej niż rok wcześniej. Pomimo licznych apeli wciąż nie brakuje kierujących, którzy decydują się na jazdę po alkoholu. Mundurowi nie odpuszczają i nadal będą stanowczo reagować – podkreślają przedstawiciele częstochowskiej policji.
Funkcjonariusze z drogówki w trakcie wakacji ujawnili 7221 wykroczeń drogowych. Zdecydowana większość, bo 4457 przypadków, dotyczyła przekroczenia dozwolonej prędkości. 85 kierowców straciło prawo jazdy za jazdę z prędkością wyższą o ponad 51 km/h od dopuszczalnej.
W tym miesiącu policja prowadzi akcję „Bezpieczna droga do szkoły”. Patrole pojawiają się w rejonach placówek oświatowych, by kontrolować zachowania uczestników ruchu i zapewnić bezpieczeństwo dzieciom oraz młodzieży.
– Wrzesień to miesiąc, w którym szybciej zapada zmrok, a pogoda bywa zmienna. Dlatego zarówno kierowcy, jak i piesi powinni zachować szczególną ostrożność – apelują funkcjonariusze z biura prasowego częstochowskiej komendy.
Policja przypomina, że bezpieczeństwo na drodze zależy od odpowiedzialnych zachowań wszystkich uczestników ruchu. I choć tegoroczne wakacje przyniosły poprawę w statystykach drogowych, wciąż wiele zależy od świadomości i rozwagi kierowców.
– Tylko przestrzeganie przepisów i wzajemny szacunek mogą sprawić, że podobnie optymistyczne wyniki będą notowane także w kolejnych miesiącach – dodają policjanci.
Powiat częstochowski
Kontrowersje wokół przebudowy drogi powiatowej Lipnik–Żuraw. Niedotrzymana obietnica starosty?
Remont drogi powiatowej nr S1039 łączącej Lipnik z Żurawiem wzbudza mieszane uczucia wśród mieszkańców. Choć prace drogowe ruszyły, rzeczywistość znacznie odbiega od pierwotnego projektu, jak i obietnic składanych przez częstochowskie starostwo. Zamiast pełnej przebudowy, na którą wszyscy liczyli, realizowany jest jedynie remont fragmentu jezdni.
Temat modernizacji drogi powiatowej biegnącej przez Żuraw i Lipnik ciągnie się już od kilku lat. Efektem licznych spotkań władz gminy i powiatu w tej sprawie było porozumienie o jej gruntownej przebudowie. Plan zakładał wymianę podbudowy, ułożenie nowej nakładki asfaltowej, budowę ciągów pieszo-rowerowych, odwodnienia oraz nowych zatok i przystanków autobusowych. W Żurawiu miało dodatkowo dojść do przebudowy skrzyżowania z drogą prowadzącą do Lusławic. Taki projekt, spełniający nowoczesne standardy bezpieczeństwa, miał zapewnić mieszkańcom komfort i ochronę.
Na gruncie takich deklaracji samorządy przystąpiły do sporządzenia dokumentacji projektowej, której powstanie współfinansowała także gmina Janów, choć formalnie nie miała takiego obowiązku. Projekt uzyskał niezbędne pozwolenia na realizację. Wydawało się, że przebudowa drogi jest na wyciągnięcie ręki.
Niestety, właściciel infrastruktury, czyli starostwo, zmienił plany. Zamiast przebudowy, podjęto decyzję o przeprowadzeniu remontu ograniczonego odcinka drogi liczącego dwa tysiące trzysta metrów. Będzie więc zatem wyłącznie nowa nakładka asfaltowa i pobocza. Powiat posiłkuje się przy tym 3 mln zł z programu „Powódź 2024” i przeznaczył około 800 tys. zł środków własnych. Remont kosztuje więc całkiem sporo, prawie 3,8 mln zł.
Przystąpienie do inwestycji w Żurawiu i Lipniku w ograniczonym zakresie wywołało falę niezadowolenia wśród niektórych mieszkańców. Inni cieszą się, chociaż z tego, co się robi. Pojawiły się jednak również głosy obarczające o taki stan rzeczy miejscowego włodarza, któremu zarzucono, że nie chciał się do inwestycji dorzucić, czyli współfinansować jej z budżetu gminy.
Wójt Edward Moskalik publicznie odpiera jednak te zarzuty, twierdząc przy tym, że każdorazowe współfinansowanie inwestycji powiatowych na terenie gminy musiałoby się wiązać z rezygnacją z realizacji niektórych zadań własnych.
– Gmina dołożyła z budżetu na projekt rozbudowy drogi, a nie musiała, bo to nie jej zadanie. Wydała pieniądze, a projekt rozbudowy został schowany do szuflady i jest robiony tylko remont na podstawie zupełnie innych dokumentów i procedury — podnosi wójt Moskalik. – Nie zabranialiśmy zarządcy drogi wybudowania chodników. Nawet nie mamy do tego prawa. Jeśli zaś chodzi o finansowanie zadań, które należą do zadań innego organu samorządowego, to, aby tak zrobić za każdym razem, trzeba mieć do tego legitymację prawną i oczywiście trzeba zrezygnować z realizacji zadań własnych, żeby z własnych pieniędzy zapłacić za realizację cudzych zadań — komentuje, podnosząc przy tym z rozgoryczeniem, że pieniądze na projekt przebudowy można było wydać na potrzebne mieszkańcom gminy rzeczy, a na razie są niestety zmarnowane.
Wśród licznie komentujących sprawę remontu mieszkańców Lipnika i Żurawia padają tezy, że remont nie zapewni im ani ich dzieciom należnego bezpieczeństwa, szczególnie na drodze, z której korzystają uczniowie, piesi, czy rowerzyści. Bez dodatkowej infrastruktury ryzyko wypadków pozostaje niestety wysokie.
– O bezpiecznym spacerze matki z wózkiem lub dzieckiem na rowerku można będzie zapomnieć. Obawiając się ostrego sprzeciwu mieszkańców Żurawia i Lipnika, powiat wysłał na sesję Rady Gminy Janów i zebranie wiejskie w Żurawiu swoich przedstawicieli. Osoby te przedstawiły sprawę, mówiąc, że powiat kieruje do nich kolejne miliony złotych na remont drogi powiatowej, że wszyscy mieszkańcy powinni się z tego bardzo cieszyć. Zadeklarowali, że ciągi pieszo-rowerowe, odwodnienie i inna infrastruktura towarzysząca zostaną wykonane w późniejszym czasie. Mieszkańcy, wierząc w dobre intencje, stwierdzili niestety, że dobre i to — mówi wójt Moskalik. – Te deklaracje budzą jednak mój sceptycyzm, zwłaszcza w kontekście wcześniejszych obietnic, takich jak budowa chodnika w Lusławicach od szkoły w kierunku Żurawia, co do tej pory nie zostało zrealizowane — dodaje, apelując jednocześnie do radnych powiatowych, szczególnie z terenu gminy Janów, by nie byli bierni i nie lekceważyli kwestii zapewnienia odpowiedniego bezpieczeństwa mieszkańców.
Powiat częstochowski
Z biało-czerwoną po powiecie częstochowskim. Nieszablonowy pomysł na krzewienie patriotyzmu
Jedno z lokalnych stowarzyszeń zrealizowało w szesnastu gminach powiatu częstochowskiego szeroko zakrojony patriotyczny projekt, nawiązujący do najważniejszych majowych świąt. Mieszkańcy mieli okazję uczestniczyć w warsztatach, piknikach, charytatywnym biegu oraz koncercie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”.
Projekt „Z biało-czerwoną po powiecie częstochowskim” to autorski pomysł Stowarzyszenia Sparta i poseł Lidii Burzyńskiej. Wywodząca się z miejscowości Brzeziny w gminie Poczesna organizacja pozyskała na ten cel środki z kancelarii premiera. Z kolei patronat nad tym przedsięwzięciem objęła Jadwiga Wiśniewska, poseł do Parlamentu Europejskiego.
– Celem projektu było pokazanie różnych możliwości wspólnego obchodzenia majowych
świąt, ale także budzenie uczuć patriotycznych, dumy z własnego kraju, regionu, polskiej kultury, historii i tradycji – mówi poseł Lidia Burzyńska, która również czynnie współorganizowała ten czterodniowy cykl.
Jak podkreśla parlamentarzystka, maj jest szczególnym miesiącem w historii Polski. W pierwszych trzech dniach obchodzone są trzy ważne święta. Chodzi o pierwszomajowe Święto Pracy, celebrowany nazajutrz Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej, a następnie Święto Narodowe Trzeciego Maja. Z tej okazji kraj przodków odwiedzili mieszkający na Litwie Polacy.
– W radosnym świętowaniu towarzyszyli nam przez te dni mieszkańcy zlokalizowanej w rejonie wileńskim gminy Kowalczuki – dodaje posłanka Burzyńska.
Co dokładnie obejmował program obchodów? Całość rozpoczęła się 30 kwietnia w Blachowni, gdzie uczestnicy zorganizowanego w Centrum Aktywności Obywatelskiej spotkania wzięli udział w warsztatach tworzenia kotylionów. Wczesnym popołudniem natomiast w Hucie Starej A odbył się piknik wojskowy, a bliżej wieczoru w Mykanowie wspólnie śpiewano piosenki i pieśni patriotyczne z udziałem tamtejszej orkiestry dętej.
1 maja w Mstowie przy ulicy Wolności doszło do poświęcenia tablicy ofiar II wojny światowej, a w Skrzydlowie miał miejsce bieg charytatywny na rzecz Częstochowskiego Hospicjum dla Dzieci, zwieńczony rodzinnym piknikiem. W kilku innych gminach powiatu tj. Konopiskach, Dąbrowie Zielonej, Starczy, Kruszynie, Rędzinach, Olsztynie i Lelowie z mieszkańcami spotkali się też tego dnia Kresowianie.
Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej zaczął się od warsztatów rękodzieła patriotycznego w Koniecpolu. Po południu mieszkańcy Janowa mieli możliwość wzięcia udziału w pikniku historycznym, a wieczorem w hali widowiskowo-sportowej w Kamienicy Polskiej odbył się koncert Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”.
Czterodniowy patriotyczny maraton zakończył się 3 maja wspólnym spotkaniem uczestników projektu przy pomniku ks. Jerzego Popiełuszki zlokalizowanym tuż przy podjasnogórskim parku. To stamtąd zebrani ruszyli, by wspólnie pojawić się przed szczytem Jasnej Góry, gdzie następnie, w tym swoistym konfesjonale polskiego narodu, wziąć udział w uroczystym nabożeństwie za ojczyznę.
Powiat częstochowski
Marko Hernaiz: Panele fotowoltaiczne warto myć. Zabrudzenia zmniejszają ich wydajność
Z Marko Hernaiz, prezesem firmy Lighthief rozmawiamy o tym, jak ważne jest mycie instalacji fotowoltaicznych, czym i jak często to robić?
Kierowana przez pana spółka znana jest głównie z prac nad recyklingiem paneli fotowoltaicznych oraz reprezentowaniem dużych sprzedawców paneli w Bazie Danych Odpadowych jako autoryzowany przedstawiciel, ale świadczycie również usługi związane z profesjonalnym myciem przydomowych instalacji fotowoltaicznych oraz farm fotowoltaicznych. Zastanawia mnie, po co właściwie myć te panele?
Bardzo dobre pytanie albowiem powodów do mycia paneli jest wiele. Dokładnie tyle, ile zanieczyszczeń może osiadać na powierzchni paneli. Mam tu na myśli kurz, ptasie odchody, tłuszcze, pyłki, algi, osady organiczne i nieorganiczne, ale także zapylenie chemiczne z terenów przemysłowych lub wydobywczych, sól morską na terenach nadmorskich czy drobny piasek i pył. To wszystko zmniejsza wydajność panelu nawet do trzydziestu procent.
To sporo.
Owszem. Co więcej, w niektórych przypadkach jeden zabrudzony i przez to mniej wydajny moduł może spowodować spadek mocy całego układu paneli aż o jedną trzecią.
No dobrze, ale czy zwykłe opady atmosferyczne nie są w stanie poradzić sobie z tymi zabrudzeniami? Do tej pory wydawało mi się, że porządna ulewa załatwia temat.
Niestety nie. Deszcze mogą zmyć brud widoczny jedynie na pierwszy rzut oka, jednakże tłuszcz, brud oraz organiczne i nieorganiczne zanieczyszczenia wymagają profesjonalnego czyszczenia, dostosowanego do indywidualnych właściwości każdej z lokalizacji. Ponadto wszelkie zanieczyszczenia sprzyjają szkodliwemu rozwojowi roślin, a pojawienie się porostów może uszkodzić moduły. Zresztą wiele zanieczyszczeń trudno rozpoznać niewprawnym okiem, gdyż najpierw pojawiają się na krawędziach i ramach paneli. Dlatego właśnie instalacje powinny być myte przy użyciu specjalistycznego sprzętu myjącego, z użyciem wody demineralizowanej pod niskiem ciśnieniem i specjalnych środków myjących, nieszkodliwych dla delikatnych powłok paneli i środowiska. Kluczowe jest używanie demineralizowanej wody, niepozostawiającej zacieków ani kamienia, najlepiej w obiegu zamkniętym.
Wspomniał pan, że zabrudzenia mogą zmniejszyć wydajność paneli fotowoltaicznych nawet do trzydziestu procent. Skąd to wiadomo?
Trzydzieści procent to oczywiście skrajne pomiary. Badań dotyczących wpływu mycia na panele fotowoltaiczne nie ma zbyt wiele, ale już w 2018 roku w Niemczech przeprowadzono jedne z pierwszych pomiarów naukowych dotyczące czyszczenia naziemnych systemów fotowoltaicznych. Chciano dowiedzieć się, jaki wpływ na wydajność modułów ma profesjonalne czyszczenie. Podczas tego badania zostało częściowo oczyszczonych siedemnaście różnych systemów naziemnych. Wydajność z czystych powierzchni porównywano następnie przez okres sześciu miesięcy z wydajnością tych nieoczyszczonych części. Badania jasno pokazały, że stopień zabrudzenia był czynnikiem w największym stopniu wpływającym na wydajność całej instalacji, zaraz po stopniu nachylenia modułów i jakości przyłącza do sieci. Ponieważ współpracujemy z wiodącymi ośrodkami naukowymi i badawczymi w Polsce i na świecie, mamy dostęp do najnowszych urządzeń i technologii oraz badań i wiemy na czym się skupić i jak podejść do tematu. Sami również pobieramy bardzo dużo próbek z różnych instalacji paneli fotowoltaicznych, które analizujemy i porównujemy.
Czyli, jak dobrze rozumiem, odpowiednie mycie przekłada się na dłuższą żywotność modułów, a tym samym dłuższy pozostały okres użytkowania systemu paneli fotowoltaicznych?
Dokładnie. Dodam jeszcze, że profesjonalny serwis instalacji fotowoltaicznych wpływa znacząco nie tylko na komfort użytkowania i estetykę lecz przede wszystkim na ich efektywność energetyczną, a tym samym na wyższą stopę zwrotu z inwestycji w fotowoltaikę.
Jak często w takim razie trzeba je myć?
Dwa razy do roku to najczęściej zalecana częstotliwość czyszczenia instalacji fotowoltaicznych. Najlepiej zrobić to wczesną wiosną, aby uwolnić moduły słoneczne od brudu nagromadzonego jesienią i zimą oraz przygotować się na słoneczne miesiące wiosny i lata. Drugi raz warto o to zadbać w okolicach sierpnia lub września, by jak najbardziej efektywnie wykorzystać słońce w ostatnich nasłonecznionych, ciepłych miesiącach. Oczywiście mamy też klientów, którzy posiadają instalacje i farmy zlokalizowane nieopodal obszarów przemysłowych, rolniczych, mocno pylistych czy leśnych. Tam systemy fotowoltaiczne narażone są na zwiększone obciążenie sadzą, kurzem, piaskiem, mgiełką rolniczą i pyłkami co też wymaga wdrażania kilku procedur czyszczenia systemu rocznie. Jak wynika z naszych obserwacji, wszelkie ptasie zanieczyszczenia są dla powierzchni paneli bardzo niebezpieczne, szczególnie jeśli zostaną na dłuższy czas na powierzchni panelu. Już po kilkunastu dniach widać wżery w powłokę szkła, a na silikonowym łączeniu ramki ze szkłem istnieje ryzyko rozhermetyzowania i zniszczenia całego modułu.
Nie sposób nie zapytać o koszty takiej usługi. Ile właściwie to kosztuje?
W podstawowym zakresie i w przypadku przydomowych instalacji o mocy około 5 kWp, jest to koszt sięgający średnio kilkuset złotych. Można uogólnić, że jest to zazwyczaj między 15 a 25 złotych za metr kwadratowy powierzchni paneli fotowoltaicznych. By jednak precyzyjnie wycenić usługę, musimy znać moc instalacji, rodzaj i ilość paneli, miejsce montażu – czyli realny roboczy dostęp do instalacji fotowoltaicznej – oraz poziom zabrudzenia. Wielu naszych kontrahentów podpisuje z nami długotrwałe umowy na mycie i monitorowanie poziomu zanieczyszczeń, bo wiążą się z tym atrakcyjne stawki rabatowe. Chciałbym tutaj nadmienić, że dla instalacji powyżej 40 kW prowadzimy program badawczy związany z wpływem zabrudzeń na skuteczność paneli fotowoltaicznych i ogólną funkcjonalność instalacji. Otrzymują oni wówczas szereg benefitów.
To znaczy jakich?
Głównym jest to, że proces mycia jest tańszy o prawie połowę lub w niektórych warunkach – jeśli instalacja fotowoltaiczna położona jest na terenie interesującym badawczo – zupełnie darmowa. W ramach wspomnianego programu co miesiąc za pomocą kamery termowizyjnej sprawdzamy przy okazji ewentualne uszkodzenia mechaniczne instalacji i jej ogólny stan. Pobieramy także próbki z powierzchni paneli, badamy stan zanieczyszczeń i dzięki temu jesteśmy w stanie precyzyjnie wskazać, jak często i czym należy myć daną instalację.
We współpracy z kim prowadzicie wspomniany program badawczy?
Współpracujemy w dość dużym zakresie z Siecią Badawczą Łukasiewicz, a w tym akurat projekcie dotyczącym zanieczyszczeń bierze udział jeszcze kilka wiodących ośrodków naukowych w Polsce. Z lokalnego gruntu jest to choćby Politechnika Częstochowska. Naukowcy z tej uczelni pomagają nam także w badaniach nad efektywnością wykorzystania paneli fotowoltaicznych oraz możliwościami ich regeneracji. Jak już wspomniałem, w ramach programu prowadzimy badania nad wpływem zanieczyszczeń na wydajność instalacji fotowoltaicznych. Pracujemy także nad systemem myjącym z zamkniętym obiegiem wody demineralizowanej. Opracowywana jest innowacyjna, mobilna technologia indywidualnej analizy warunków środowiskowych farm fotowoltaicznych. Badamy także w jednostkowy, dostosowany do danej instalacji, sposób i efektywność procesów mycia, a wszystko to w zależności od zmiennych warunków pogodowych i w odniesieniu do efektywności energetycznej w czasie. Prócz tego nasza firma zajmuje się szerszym spektrum badawczo-rozwojowym, które znacznie wykracza poza samo mycie paneli czy sprawdzanie ich sprawności kamerą termowizyjną.
Czym w takim razie jeszcze się zajmujecie?
Lighthief prowadzi też badania związane z recyklingiem i zrównoważonym rozwojem odnawialnych źródeł energii. Wraz z wiodącymi ośrodkami naukowo-badawczymi pochylamy się nad możliwościami odzyskiwania czystego aluminium, szkła i krzemu oraz nowymi metodami recyklingu paneli i wiatraków. Wprowadzamy na rynek innowacyjne usługi związane z obsługą i zwiększaniem efektywności w całej sferze odnawialnych źródeł energii. Mam tu na myśli zarówno kompleksowy serwis, jak i zbieranie oraz analizę danych z falowników, stacji pogodowych, dronów oraz kamer. Proponujemy innowacyjne i powiązane ze sobą w sieć zabezpieczenia dostępowe, urządzenia do ochrony przeciw szkodnikom, zabezpieczenia antykorozyjne, całodobowy monitoring CCTV i usługi analityczne. Zajmujemy się również myciem elewacji, kamienia i kostki brukowej, myciem trudnych powierzchni, usuwaniem graffiti, plam olejowych i skomplikowanych zabrudzeń.
To dość szerokie spektrum działalności.
To prawda. Ale to jeszcze nie koniec. Bardzo ważna jest nasza działalność jako autoryzowanego przedstawiciela. Reprezentujemy firmy produkujące panele fotowoltaiczne oraz duże podmioty wprowadzające je na polski i europejski rynek. Pomagamy naszym partnerom, wypełniając za nich ustawowe obowiązki raportowania do Bazy Danych Odpadowych czy realizując kampanie edukacyjne tyczące recyklingu. Robimy to zgodnie z europejską dyrektywą dotyczącą zużytego sprzętu elektrotechnicznego i elektronicznego oraz polskim prawodawstwem w tym zakresie, chroniąc naszych partnerów przed dotkliwymi karami. Interesują nas także perspektywy związane z krajowymi i europejskimi priorytetami rozwojowymi. Mam na myśli zrównoważoną gospodarkę i energię, transformację cyfrową, inteligentną i czystą mobilność oraz zdrowie. Wierzymy, że zbudowana na fundamencie rzetelnych badań i realnych doświadczeń działalność biznesowa, zorientowana w kierunku efektywności ekologicznej oraz innowacyjności jest odpowiednią odpowiedzią na aktualne wyzwania i problemy związane z energią oraz ekologią.
Dziękuję za rozmowę.
Ja również dziękuję i zapraszam wszystkich czytelników do świadomego i odpowiedzialnego korzystania z instalacji fotowoltaicznych oraz środowiska naturalnego i odnawialnych źródeł energii.
Powiat częstochowski
Mirosław Matyszczak: To nowatorski projekt, na którym skorzysta cały region
Z zarządem spółki Jurajski Agro Fresh Park, która na terenie gminy Rędziny zamierza wybudować ogromny kompleks hurtowej sprzedaży płodów rolnych i produktów spożywczych, rozmawiamy o znaczeniu przedsięwzięcia dla regionu częstochowskiego, jego najważniejszych założeniach i aktualnych działaniach kierownictwa spółki zmierzających do ich realizacji.
Panie prezesie, czym w istocie ma być Jurajski Agro Fresh Park? Koncepcję tego przedsięwzięcia przedstawiliście mniej więcej przed dwoma laty. Sama spółka powstała pod koniec ubiegłego roku, a kapitał do niej wniosły dwa podmioty publiczne – Regionalny Fundusz Gospodarczy S.A., którego jest pan także prezesem zarządu, oraz Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa.
Mirosław Matyszczak: Idea powstania przedsięwzięcia oparta jest o nowatorski model, który ma wnieść nową jakość w zakresie istnienia i funkcjonowania hurtowego rynku handlu płodami rolnymi w naszym regionie, a być może w konsekwencji takiego rozwoju także w skali kraju. Obecne rynki hurtowe opierają się wyłącznie o wynajmowanie powierzchni handlowej dla sprzedawców towarów rolniczych. Model, który my chcemy wprowadzić, jest zupełnie inny. Stworzy nowe relacje pomiędzy producentami, czyli rolnikami a rynkiem zbytu. Chcemy, by rolnicy, producenci w naszym regionie, a nawet spoza niego, współpracowali bezpośrednio z nami. By nam sprzedawali swoje zakontraktowane przez nas produkty. To my będziemy musieli zapewnić odpowiednią bazę do ich przechowywania i rynki zbytu dla dostarczanych nam produktów.
Wiele osób zadaje pytanie, kiedy zaczniecie w końcu budować?
Mirosław Matyszczak: Gdybyśmy nastawili się wyłącznie na model rynku hurtowego, który obecnie dominuje w naszym kraju, czyli wybudowanie hal i ich wynajmowanie wyłącznie za opłatę dzierżawną, to dzisiaj już byśmy pewnie te hale budowali. Taki model jest najprostszy, bo właściciela hal nie interesuje wtedy kto, co, jak i za ile sprzedaje. Nikogo nie interesuje producent. On ma tylko zapłacić czynsz najmu, a co się z nim dzieje, za ile sprzeda to kwestia drugorzędna. Taki model nie leży u podstaw założeń, które obraliśmy decydując się na założenie Jurajskiego Agro Fresh Parku. Projekt jest tworzony kompleksowo od podstaw. Powtórzę, nie chodzi tylko o rozpoczęcie budowy i samo wybudowanie hal. Przede wszystkim musimy zebrać potencjał dla naszej działalności, a to oznacza gruntowne rozeznanie w możliwościach producentów i skali dostępnej produkcji. Tworzenie grupy produktowej na bazie tego, co mamy w najbliższej okolicy jest w tym momencie najważniejszym dla nas celem. To proces skomplikowany, ale jego zakończenie da nam odpowiedź czego możemy oczekiwać i jak finalnie zaprojektować sam kompleks budynków.
Jak to rozpoznanie prowadzicie?
Monika Pohorecka: To przede wszystkim szereg spotkań z producentami rolnymi, ale i włodarzami gmin w regionie. Tworzenie dobrych relacji z samorządami jest szczególnie ważne. To właśnie one i ich mieszkańcy mają być głównymi beneficjentami tego projektu.
I jaki jest odbiór przedstawianej przez państwa koncepcji w tym gronie?
Monika Pohorecka: Wielu wójtów jest zadowolonych, że taki projekt powstaje. Spotkania dają nam odpowiedź w zakresie wzajemnych oczekiwań współpracy. Poznajemy obecny potencjał produkcyjny na terenie poszczególnych gmin, ale także artykułujemy nasze potrzeby. Przed laty w naszym regionie funkcjonowało wiele gospodarstw rolnych, które dostarczały wysokiej klasy żywość. Dużo z nich się zlikwidowało lub przestawiło na inną produkcję, bo po prostu były kłopoty z dotarciem do odbiorców. Były duże problemy ze zbytem na rynku lokalnym wytwarzanych przez nich owoców czy też warzyw. Sondujemy więc również, czy w przypadku zapewnienia przez nas rynku zbytu, jest potencjał do odtworzenia pewnego rodzaju produkcji rolnej, której akurat byśmy oczekiwali. Stworzenie nowego modelu wymaga czasu, bo do tej pory rolnicy mieli wyłącznie partnerów, którzy raczej zniechęcali ich do współpracy. Proces tworzenia tego rynku to w dużej mierze budowanie zaufania do nas.
Czy są już jakieś konkretne deklaracje współpracy?
Monika Pohorecka: Zbieramy listy intencyjne od producentów rolnych. Zajmuje się tym specjalnie powołana komórka w JAFP-ie. Do końca tego roku chcemy mieć ten podstawowy fundament. Nasi współpracownicy działają w terenie. Na razie w promieniu stu kilometrów od Częstochowy rozpoznają potencjał producencki pod kątem potrzebnych nam zasobów.
Dlaczego to takie ważne?
Mirosław Matyszczak: Do momentu fizycznej budowy obiektów chcemy mieć już grupę producentów, która się z nami w pewnym sensie zwiąże. Kiedy obiekty zaczną powstawać, chcemy mieć gwarancję dostaw umówionych produktów, a z drugiej strony rolnicy, również ci, którzy być może będą musieli się przebranżowić, otrzymają gwarancję odbioru. Na bazie wspomnianego fundamentu, w przyszłym roku chcemy wejść w fazę samego projektowania.
Jak wielu tych rolników będziecie potrzebować?
Artur Sokołowski: Zakładamy, że areał gruntów rolnych, który spełniłby nasze potrzeby, wynosi około cztery i pół tysiąca hektarów. To dużo, ale oczywiście w uśrednieniu na różne produkty. Niektóre produkty wymagają większej powierzchni, inne mniejszej, ale z analiz ekonomicznych, które zrobiliśmy badając opłacalność przedsięwzięcia, tak to mniej więcej wychodzi.
A czy problemem nie będzie duże rozdrobnienie gospodarstw w regionie? Nie ma zbyt wiele naprawdę potężnych pod względem areału.
Mirosław Matyszczak: Wielkość gospodarstw nie ma aż takiego wielkiego znaczenia. Dla nas ci mniejsi rolnicy są bardzo ważni. Te gospodarstwa są bowiem bardziej mobilne i ci gospodarze mogą się łatwiej dostosować do potencjalnej współpracy i wymagań konsumentów. Duży nacisk kładzie się obecnie na produkcję ekologicznej żywności. Mały rolnik szybciej spełni te oczekiwania. Ten symbol jakości jest dla nas niezmiernie ważny. Ponadto w przypadku jakichś komplikacji z produkcją w dużych gospodarstwach zrobi się nam spora wyrwa w dostarczanych towarach, a współpracując z mniejszymi tę dziurę będzie łatwiej zapełnić. Ponadto tacy rolnicy, takie grupy producentów, mogą liczyć obecnie na duże wsparcie zarówno rządowe, jak i unijne.
Niewątpliwie najważniejszym aspektem współpracy z wami dla samych rolników będzie opłacalność. Czym chcecie ich przekonać do siebie, by to właśnie z JAFP-em się związali? Jak ma funkcjonować ten model w stosunkach dwustronnych?
Artur Sokołowski: Chcemy dać rolnikom dobre warunki współpracy. Po pierwsze, o czym już wspominaliśmy, to gwarancja odbioru towaru. Ponadto nie będą się musieli martwić logistyką, przechowywaniem a przede wszystkim znalezieniem rynku zbytu dla swoich towarów. To będzie leżeć po naszej stronie. Po trzecie będzie to oczywiście cena. Postaramy się być konkurencyjni w stosunku na przykład do dużych sieci handlowych. Ideą, która stoi u podstaw takiego rozwiązania, jest sprawiedliwy podział marży uzyskanej ze sprzedaży. My podzielimy się nią z rolnikami. To jest właśnie ta nasza przewaga jako podmiotu z kapitałem publicznym. Liczą się nie tylko czysto ekonomiczne względy, czyli maksymalizacja zysku dla spółki, ale przede wszystkim współpraca oparta na zaufaniu i obopólnych korzyściach. JAFP ma stworzyć własną markę wartościowych produktów, ma je sprzedawać pod własnym szyldem. Ten łańcuch biznesowy będzie się więc składać z wysokiej jakości produkcji, przetwarzania, sprzedaży i dystrybucji. Obecnie jest wiele rodzajów marży, która wpływa na finalną cenę detaliczną. Rolnicy dostają bardzo niewielkie pieniądze ze sprzedaży swojego produktu. Jeżeli koszyczek malin u rolnika kosztuje 3 zł, a w markecie 10 zł, to widzimy, jakie jest przebicie cenowe i ilu pośredników na tym zarabia. Chcemy wyeliminować te obecne mechanizmy wielostopniowego pośrednictwa. To rolnik, a nie wielu pośredników, ma zarobić na swoim produkcie. Wpłynie to zapewne także na niższą cenę dla finalnego odbiorcy, czyli konsumenta. Ponadto stworzymy całą bazę wsparcia dla producentów. Takie mamy czasy, że warunkiem powodzenia jest ciągły rozwój. Nasze know-how opierać się więc będzie także na zapewnieniu pomocy w podnoszeniu warsztatu pracy. Mam tu na myśli wszelkiego rodzaju szkolenia czy też stworzenie instytucjonalnej pomocy w rozwoju gospodarstw.
No dobrze, ale żyjemy tu, gdzie żyjemy. W naszym kraju produkcja rolna warzyw i owoców nie idzie cały rok. Charakteryzuje się sezonowością. Pewne produkty można oczywiście zamrozić, przechować, ale nie wszystkie. Czy będziecie wspomagać się również importem?
Artur Sokołowski: Nie ukrywamy, że będzie to również jeden z elementów naszej działalności. Zobowiązując się jako spółka do określonych dostaw towarów do naszych kontrahentów, te dostawy będziemy musieli zabezpieczyć. To wszystko wymaga pewnych powiązań biznesowych, wejścia na rynki zagraniczne i ich rozpoznania w zakresie dostaw i dobrej ceny. Nad tym też pracujemy.
Jednym z najważniejszych elementów w modelu, o którym państwo wspomnieliście, będzie dystrybucja. Komu chcecie sprzedawać wasze produkty?
Mirosław Matyszczak: W pierwszej kolejności chcielibyśmy się skupić na polskich sieciach handlowych. To nasz docelowy odbiorca. Nie wykluczamy jednak, że rozwój przedsięwzięcia spowoduje, że naszymi klientami będą także te z kapitałem zagranicznym. Tutaj kluczowe będzie wspomniane nastawienie producentów. To fakt powszechnie znany, że mają oni duże problemy we współpracy z zagranicznymi sieciami. Jeżeli my, co podnieśliśmy wyżej, damy rolnikom dobrą cenę, wyeliminujemy po drodze pośredników, to w naturalny sposób rolnicy zwiążą się współpracą z nami. A w sukurs za dobrej jakości towarem i dobrą ceną, przyjdą również i te największe w Polsce sieci handlowe. Mamy jednak świadomość, że będzie to raczej proces ewolucyjny niż rewolucyjny.
Czy idea stworzenia takiego rynku, opartego na takim modelu, który pan przedstawił, nie wiąże się z nadto dużym ryzykiem? Zabezpieczenie produkcji, przechowywanie, rotacja zapasów i finalnie dystrybucja będą musiały być tak zgrane, by zapewniać płynność finansową zarówno firmie, jak i dostawcom.
Artur Sokołowski: Oczywiście, że wiąże się to z dużym ryzykiem, które zawsze stanowi nieodzowny element nowatorskich przedsięwzięć. Wszystko zostało jednak poprzedzone skrupulatnymi analizami i opracowaniami docelowych rozwiązań w tych obszarach, o których pan wspomniał. Skoro opłaca się handlować pośrednikom na istniejących obecnie rynkach hurtowych, a same te rynki mają duże zyski z wynajmu powierzchni handlowych, to stworzenie nowego modelu opartego na sprzedaży, według naszych wyliczeń, powinno przynieść jeszcze większe ekonomiczne korzyści. A te trafią bezpośrednio do producentów, którzy będą w ten sposób mogli się rozwijać, podnosić jakość produktów i oczywiście zabezpieczać dobrobyt swój i rodziny.
Działalność ma być prowadzona w Kościelcu. Tam mają powstać budynki i hale JAFP-u. Tak duża inwestycja z pewnością będzie jakoś oddziaływała na sąsiedztwo. Transport w logistyce warzywnej to są przecież mniej więcej godziny od pierwszej do czwartej, piątej w nocy.
Mirosław Matyszczak: Tak, ma pan rację. Staramy się tworzyć przyjacielskie relacje z mieszkańcami gminy Rędziny. Wiemy, że inwestycja będzie w jakimś stopniu oddziaływać na okolicę. Dlatego też te relacje ze środowiskiem lokalnym są dla nas bardzo ważne. Poczyniliśmy już kroki, by inwestycja była jak najbardziej przyjazna dla otoczenia i ludzi, którzy tam mieszkają. Zadbaliśmy o budowę drogi technicznej wzdłuż autostrady, co wyeliminuje przejeżdżanie ciężarówek przez miejscowość Kościelec. Mamy świadomość, że gdyby w nocy przez wieś jeździły TIR-y, to niezadowolenie mieszkańców, wynikające z tego faktu, byłoby bardzo duże.
Jedną z wartości tej inwestycji, którą państwo mocno uwypuklają, są miejsca pracy.
Monika Pohorecka: Bez wątpienia. Obok tego biznesowego profilu będzie ona oddziaływać na rozwój regionu. Zakładamy, że przy optymalnym funkcjonowaniu obiektów, zatrudnienie wyniesie pomiędzy trzystu a czterystu pracowników. Wracając na moment do ryzyka, o którym była mowa wcześniej, to proszę zauważyć, że potencjał, który zostanie stworzony w postaci miejsc pracy w samym rolnictwie, jak i już później bezpośrednio w JAFP-ie, jest wart tego ryzyka. Wszyscy powinni nas w tym wspierać. To będzie duży krok dla regionu i jego mieszkańców. Sama gmina Rędziny natomiast będzie miała spore wpływy z podatków.
No właśnie, ale czy uda się pozyskać pracowników o odpowiednich kwalifikacjach? Wiele branż ma obecnie spore z tym kłopoty.
Mirosław Matyszczak: Poruszył pan niezwykle ważną kwestię. Istotnie, będziemy potrzebować, oczywiście w jakiejś części, pracowników ukierunkowanych, wykształconych specjalistów znających charakterystykę branży rolniczej. W szczególności mam tu na myśli pracowników kadry kierowniczej. W naszym regionie w ostatnich latach nie kształcono w kierunkach rolniczych, bo nie było takiego zapotrzebowania. Zresztą, takich fachowców ciężko jest obecnie również „importować” z innych miejsc naszego kraju. Z różnych względów, ale to temat na osobną dyskusję. Muszę podkreślić jednak, że nasza inwestycja tworzy zapotrzebowanie, aby częstochowskie uczelnie zaczęły kształcić fachowców z szerokiej branży rolniczej. Kroki w tej sprawie poczynił już Minister Szymon Giżyński. Całkiem niedawno w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi miały miejsce kolejne rozmowy o perspektywie utworzenia nowego kierunku rolniczego na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie. Wiele wskazuje na to, że od nowego roku akademickiego na UJD powstanie nowy kierunek związany z technologią, marketingiem i ekonomią w rolnictwie. Trwają bardzo intensywne prace pod tym względem. Jest duża przychylność ze strony Ministerstwa Edukacji, jak i samych władz uczelni. Także, jak pan widzi, jest to kolejny przykład, że działania wokół projektu JAFP-u są kompatybilne i systemowe. Wybiegają sporo dalej w przyszłość, aniżeli tylko miałyby się ograniczać do samej budowy obiektów. Zgranie tego wszystkiego w czasie gwarantuje, że w momencie fizycznego uruchomienia przedsięwzięcia, będziemy mogli liczyć na wykształcone, merytoryczne kadry, a absolwenci tego kierunku na pewną i rozwojową pracę.
Taka inwestycja to duże wyzwanie nie tylko organizacyjne czy społeczne, co państwo przedstawili, ale, nie ukrywajmy, również polityczne.
Monika Pohorecka: Tak, bez wątpienia. Dlatego tak ważne jest dla nas wsparcie tych wszystkich osób, z którymi rozmawiamy. Nie tylko lokalnie, ale także w Warszawie. Szlaki przeciera oczywiście Wiceminister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Szymon Giżyński, którego pomoc w tej materii jest ogromna. Żeby przekonać decydentów „na górze”, że taki projekt jest potrzebny, że jest szansa na to, by zrewolucjonizować, ale i ucywilizować obecny rynek handlu płodami rolnymi, i by powstał tutaj, na naszym częstochowskim terenie, to nie było, co oczywiste, łatwe wyzwanie. Udało się. Jest wola polityczna, jest zielone światło i wypada się z tego cieszyć, i co podkreślę jeszcze raz, wspierać wszelkimi siłami i ponad podziałami. Niestety zdarzają się incydenty, które chcą zniweczyć te dotychczasowe osiągnięcia, ten dobry polityczny klimat wokół inwestycji. To przykre.
Nie da się ukryć, że co jakiś czas wybrzmiewają opinie, że spółka została założona tylko po to, by dać kolejne wysokopłatne miejsca pracy dla przedstawicieli zarządu spółki. Wiele osób powątpiewa, że inwestycja w ogóle dojdzie do skutku.
Mirosław Matyszczak: To absolutnie nieuprawnione twierdzenia. Spośród trzech członków zarządu tylko jedna osoba otrzymuje wynagrodzenie za pracę dla spółki. To pani wiceprezes Monika Pohorecka, którą delegował do zarządu wspólnik spółki, czyli Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Zarówno ja, jak i wiceprezes Artur Sokołowski reprezentujemy w zarządzie Regionalny Fundusz Gospodarczy i w związku z tym nie pobieramy w Jurajskim Agro Fresh Parku żadnego uposażenia. Trudno mi się odnosić natomiast do opinii wątpiących. Być może wynika to z tego, że wstępną koncepcję przedstawiliśmy niemal dwa lata temu. Proszę jednak zauważyć, że od momentu pomysłu krok po kroku realizujemy założone cele. Musiał upłynąć pewien czas, by przekonać szereg ludzi do naszej koncepcji. Skala i rozmiar inwestycji, której koszt oszacowaliśmy na około 300 mln zł powoduje, że takie decyzje, wiążące się nieodzownie z tak dużymi nakładami finansowymi, nie mogły zapaść na szczeblu lokalnym. Spółka celowa, czyli JAFP, która ma wcielić w życie założenia, działa tak naprawdę dopiero od siedmiu miesięcy. To czym się obecnie zajmuje omówiliśmy wcześniej. Jeszcze raz zapewniamy, że działania idą zgodnie z założonym harmonogramem. W przyszłym roku rozpoczną się prace projektowe, a sama realizacja inwestycji została zaplanowana do końca 2025 roku.
Powiat częstochowski
Maseczkowe tournée władz powiatu. Po jednej sztuce dla każdego
29 kwietnia urzędnicy częstochowskiego starostwa przekazali pierwszą transzę środków ochrony indywidualnej dla mieszkańców powiatu. Mieszkańcy muszą się jednak spieszyć z ich wykorzystaniem. Od 15 maja noszenie maseczek na świeżym powietrzu ma już nie być obowiązkowe, ale najwyżej zostanie po jednej dla każdego na jesień.
W miniony czwartek do rąk wójtów z terenu powiatu trafiły maseczki ochronne.
– W sumie przekazano ich 100 tysięcy sztuk. Druga tura materiałów dostarczona będzie po weekendzie majowym. Łącznie powiat otrzyma 230 tysięcy maseczek – radośnie obwieścili pracownicy Starostwa Powiatowego w Częstochowie na stronie internetowej tej instytucji.
O ile obywatele przez ponad rok zmagań z kryzysem zdrowotnym zdążyli się przyzwyczaić do obrazu wyjątkowo niemrawego państwa, które samo tworzy problemy, by za chwilę z nimi bohatersko walczyć, o tyle i tak wielu może zdziwić dlaczego Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych nie wpadła na to, by wcześniej posłać w teren wspomniane dary?
Zwłaszcza, iż dzień przed tym, jak powiatowy konwój z transportem maseczek dla gmin ruszył w głąb częstochowskiej prowincji, miała miejsce konferencja prasowa premiera i ministra zdrowia. Podczas briefingu poinformowano o luzowaniu obostrzeń, czego symbolicznym elementem ma być zniesienie obowiązku zakrywania ust i nosa na świeżym powietrzu od… 15 maja.
To, w jak nagle trudnym położeniu znalazły się władze powiatu mogą wiedzieć jedynie pracownicy firm kurierskich, wszelkiej maści dostawcy i specjaliści od logistyki. Świadomość, by za wszelką cenę zdążyć przed zapowiadanym na połowę miesiąca początkiem końca trzeciej fali pandemii, wygoniła nawet zza biurka starostę Krzysztofa Smelę i jego zastępcę Jana Miarzyńskiego.
W bogato udokumentowanej sesji zdjęciowej, którą starostwo opublikowało w swej internetowej witrynie widać, jak Smela szarpie się z kartonami, niestrudzony dźwiga pudła, wręcza je wdzięcznym włodarzom. Jego wzrok mimochodem napotyka co jakiś czas obiektyw aparatu, który skrupulatnie rejestruje skalę poniesionego trudu i zaangażowania.
Finalnie, udało się. Teraz rolą gminnych włodarzy będzie równie sprawne rozdystrybuowanie przywiezionych przez kierownictwo starostwa antycovid’owych podarków wśród mieszkańców. Z racji, iż powiat częstochowski zamieszkuje około 135 tysięcy osób, z zasobów pierwszej transzy uda się zabezpieczyć przed 15 maja niemalże wszystkich. Oczywiście wyłączając najmłodszych, którzy maskować się nie muszą. Prawie każdy dostanie po maseczce! Jak przyjedzie druga dostawa, to i będzie po maseczce na jesień.
Powiat częstochowski
Wrześniowe wydanie dostępne w papierze oraz w PDF
Powiat częstochowski
Są pieniądze na aktywizację seniorów w okresie epidemii
Trwa nabór ofert na realizację zadań publicznych przeznaczonych na działania prosenioralne. Finansowane będą inicjatywy minimalizujące skutki COVID-19 w środowisku osób starszych.
Nabór wystartował 28 sierpnia. Chętni, którzy chcieliby skorzystać z możliwości pozyskania środków, muszą się spieszyć. Tym bardziej, że dofinansowane zadania muszą zostać zrealizowane w okresie nie dłuższym niż dziewięćdziesiąt dni i zakończyć się najpóźniej do końca roku.
Kto może starać się o wspomniane granty? Organizacje statutowo działające na rzecz osób starszych. Przede wszystkim fundacje i stowarzyszenia, ale także i koła gospodyń wiejskich. Grupy nieformalne, jak na przykład kluby seniora czy inne nie posiadające osobowości prawnej, mogą występować w ofertach jako partnerzy projektu.
Maksymalnie można ubiegać się o 10 tys. zł dofinansowania. Organizacja musi dysponować wkładem własnym na poziomie przynajmniej 10 proc. ogółu kosztów. W grę wchodzi zarówno wkład finansowy, jak i rzeczowy czy osobowy. Działanie musi mieć charakter ponadlokalny. To znaczy, że w każdym z przygotowywanych przedsięwzięć będą brali udział seniorzy z co najmniej dwóch gmin. Projekty muszą być realizowane zgodnie z aktualnymi zaleceniami sanitarno-epidemiologicznymi. W sposób, który zapewni bezpieczeństwo osób w nich uczestniczących.
– Uruchomienie środków na aktywizację seniorów w czasie epidemii, pomoże zrealizować skuteczne działania, tak aby w sposób bezpieczny wzmocnić potencjał społeczny seniorów województwa śląskiego i przeciwdziałać zjawiskom marginalizacji osób starszych – wyjaśnia Jakub Chełstowski, marszałek województwa.
Obsługą i wypłatą grantów będzie zajmował się Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej Województwa Śląskiego. Jak przekonują urzędnicy, zakres zadań, które będzie można sfinansować w ich ramach został dostosowany do obecnego, szczególnie trudnego dla seniorów czasu.
– Zdecydowaliśmy się na wsparcie seniorów w dwóch obszarach. Finansowane będą inicjatywy z zakresu przeciwdziałania czy też minimalizowania skutków COVID-19 w środowisku osób starszych oraz działania w obszarze aktywizacji seniorów w okresie epidemii – dodaje Izabela Domogała, członek Zarządu Województwa Śląskiego.
Szczegóły dotyczące naboru dostępne są pod tutaj.
Powiat częstochowski
W miesiąc zebrali kwotę potrzebną na pierwszą immunoterapię. Zamierzają kontynuować zbiórkę
Grupa nauczycieli zaangażowała się w akcję pomocy na rzecz swojej koleżanki walczącej z rakiem. Tak skutecznie promowali całe przedsięwzięcie na facebook’u, że w cztery tygodnie udało się uzbierać 20 tys. zł. Nie zamierzają na tym poprzestać i chcą pomagać dalej, gdyż jak podkreślają, walka z nowotworem to długa droga.
O sprawie pisaliśmy miesiąc temu. Najpierw chcąc ratować życie i zdrowie Izabeli Matczak, jej córka w znanym serwisie zrzutka.pl założyła zbiórkę. Następnie w akcję pomocy koleżance w potrzebie włączyło się grono pedagogiczne z placówki, w której od lat pani Iza pracuje jako oligofrenopedagog. W popularnym serwisie społecznościowym powstała strona „Pomagamy Izie”, by poprzez licytacje różnych przedmiotów pomóc w zebraniu 20 tys. zł na leczenie przerzutowego guza mózgu.
Koleżanki z Zespołu Szkół Specjalnych nr 23 im. Janusza Korczaka w Częstochowie w całą sprawę zaangażowały spore grono indywidualnych darczyńców oraz lokalne media. Wspólne działanie przełożyło się na sukces całego przedsięwzięcia. Krótki czas, w jakim zebrano potrzebną kwotę, zaskoczył same organizatorki.
– To niesamowity sukces w tak krótkim czasie uzbierać potrzebną kwotę, aczkolwiek mamy świadomość, że w perspektywie całej terapii jest to kropla w morzu – mówi Anna Wrońska, która pracuje razem z Izabelą Matczak. – Cieszymy się, że Iza dostała nadzieję. Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni reakcją wszystkich tych wspaniałych ludzi, którzy nie są obojętni na drugiego człowieka w potrzebie. Każdy pomaga na miarę swoich możliwości i to jest niezwykłe i pięknie – dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się Izabela Tokarczyk, która założyła profil „Pomagamy Izie”.
– Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości czy warto pomagać, działać i walczyć o tych, na których nam zależy to teraz już nie powinien mieć złudzeń. Jeśli tylko się chce, to wszystko można. Mamy zebrane 20 tys. zł, ale nie zatrzymujemy się. Nadal będziemy pomagać, bo Izie potrzeba o wiele więcej środków na leczenie – przekonuje.
Panie zamierzają dalej prowadzić licytacje na facebook’u. By odnaleźć wspomnianą stronę w serwisie wystarczy wpisać frazę „Pomagamy Izie” lub wejść tutaj. W każdej chwili można też dokonać wpłaty w portalu zrzutka.pl.
– Świadomość, że Iza nie została pozostawiona sama w chorobie, daje jej ogromną siłę i nadzieję. Jest wszystkim bardzo wdzięczna za okazaną pomoc i wsparcie. Mamy świadomość, że to początek drogi, ale z tyloma życzliwymi ludźmi wiemy, że Iza da radę – mówi Anna Pala, jej najbliższa przyjaciółka.
Powiat częstochowski
Czy samorządy mają się czego obawiać? Wywiad ze specjalistką od RODO
Z Agnieszką Kulej, specjalistką ds. ochrony danych osobowych rozmawiamy o tematyce związanej z problematyką RODO, o tym kto powinien chronić nasze dane, a także o konsekwencjach wynikających z zaniedbań i nieprawidłowości w ich przetwarzaniu.
Pojęcie RODO wciąż budzi niepokój nie tylko wśród przedsiębiorców, ale i w ogromnej mierze wśród pracowników instytucji publicznych. Czy mogłaby pani przybliżyć zagadnienie samego RODO?
RODO to skrót od ogólnego rozporządzenia o ochronie danych, które zostało przyjęte przez Unię Europejską w 2016 roku. Zmieniło ono podejście do zasad bezpieczeństwa i spowodowało reformę w zakresie ochrony danych osobowych. Jest obligatoryjne dla każdego podmiotu, który je przetwarza, czyli w praktyce obejmuje większość przedsiębiorców i instytucji. W Polsce mieliśmy dwuletni okres przejściowy, który pozwolił na dostosowanie się do nowych przepisów. Ten okres zakończył się pod koniec maja 2018 roku.
Jaka jest różnica pomiędzy RODO, a poprzednimi przepisami z zakresu ochrony danych osobowych?
Bardzo duża. Pomimo, że większość przepisów zawartych w RODO jest powtórzeniem tego, co znajduje się w ustawie o ochronie danych osobowych z 1997 roku, to rozporządzenie z 2016 roku dokonuje zmian w sposobie myślenia o tym czym są dane osobowe. Nowe przepisy wprowadziły na przykład obowiązek powołania osoby, która będzie odpowiedzialna za nadzorowanie przestrzegania przepisów i procedur wewnętrznych, związanych z danymi osobowymi. Funkcję taką pełni inspektor ochrony danych. Wcześniej wyznaczenie takiej osoby było dobrowolne i określano ją mianem administratora bezpieczeństwa informacji. Obecnie wszystkie podmioty publiczne, jak również niektórzy przedsiębiorcy, mają obowiązek wyznaczyć w swojej organizacji taką osobę. RODO wprowadziło również prawo do bycia zapomnianym, żądania przeniesienia danych oraz wzmocnione prawo dostępu i wglądu osoby, której dane dotyczą.
Skoncentrujmy się na najistotniejszym aspekcie. A mianowicie, co mają robić w tej sytuacji – dla przykładu – choćby włodarze gmin, aby móc spać spokojnie?
Wraz z nowymi przepisami wprowadzone zostało podejście oparte na analizie ryzyka. Oznacza to, że każdy podmiot przetwarzający dane osobowe musi rozpoznać i oszacować zagrożenia oraz skutki ich wystąpienia. Następnie na podstawie tej analizy powinny zostać wdrożone właściwe metody organizacyjne, czyli procedury postępowania, środki techniczne, informatyczne i teleinformatyczne, które odpowiednio zabezpieczą przetwarzane dane osobowe na przykład przed udostępnieniem, ujawnieniem, utratą czy zniszczeniem. Istotne jest to, że zgodnie z zasadą rozliczalności, którą wprowadza RODO oprócz wprowadzenia zabezpieczeń, które będą gwarantowały bezpieczeństwo danych i przestrzegania obowiązujących przepisów, wymagane jest stworzenie dokumentu w postaci polityki wewnętrznej zwanej polityką bezpieczeństwa danych osobowych czy polityki ochrony danych osobowych. W dokumencie tym powinien znaleźć się opis procedur oraz metod i narzędzi, które przedsiębiorstwo czy instytucja stosuje w praktyce w celu ochrony danych.
I taki się faktycznie dzieje?
Życie pokazuje, że niestety różnie z tym bywa.
Kolejnym obowiązkiem przedsiębiorcy czy instytucji będącej administratorem danych jest zgłaszanie tzw. incydentów, czyli naruszenia danych do Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Zgadza się. W takim wypadku administrator ma siedemdziesiąt dwie godziny na poinformowanie organu nadzorczego, a także osoby, której te dane dotyczą, od chwili stwierdzenia naruszenia. Dlatego tak istotne są jasne procedury postępowania wewnątrz podmiotu, które pozwolą na sprawne podjęcie działań w takiej sytuacji i właściwe reagowanie.
Co grozi za niedostosowanie się podmiotu do obowiązujących przepisów?
I tutaj dotarliśmy do sedna. Oczywiście główną motywacją do tego aby przedsiębiorstwa i instytucje publiczne stosowały RODO są kary finansowe i odpowiedzialność karna. Według mnie właściwe przetwarzanie danych to przede wszystkim budowanie zaufania pomiędzy podmiotem i osobą, której dane są przetwarzane. To istotnie wpływa na wizerunek przedsiębiorstwa czy instytucji publicznej, jako profesjonalnej i godnej zaufania. Wracając jednak do kar finansowych, to maksymalne administracyjne kary pieniężne wynoszą nawet 20 mln euro, lub do 4 proc. całkowitego rocznego obrotu. Kraje członkowskiej miały możliwość obniżenia administracyjnych kar finansowych w odniesieniu do sektora publicznego. Oczywiście Polska skorzystała z tej możliwości i zgodnie z zapisami ustawy o ochronie danych osobowych prezes wspomnianego wcześniej UODO może nałożyć maksymalnie 100 tys. zł kary na jednostki sektora finansów publicznych.
Czy w Polsce zostały już nałożone kary tego typu?
Tak. Najlepszym przykładem konsekwencji dla podmiotu sektora publicznego była decyzja prezesa UODO, który w październiku ubiegłego roku podjął decyzję o nałożeniu takowej na burmistrza Aleksandrowa Kujawskiego.
Jaka to była kwota?
40 tys. zł.
Sporo.
Owszem. Dlatego tak ważne jest to, by osoby zarządzające gminami zwracały szczególną uwagę na kwestie związane z przestrzeganiem przepisów o ochronie danych osobowych oraz obowiązków, jakie na nich ciążą. Tym bardziej, że to właśnie prezydenci, burmistrzowie czy wójtowie zobligowany są do dostosowania nowych standardów w swojej strukturze.
Były jeszcze jakieś głośne przypadki?
Tak. Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych nałożył osiem kar, ale szczegóły nie zostały podane do publicznej wiadomości. Pozostałe przypadki to prawie 1 mln zł kary dla spółki Bisnode, 3 mln zł dla spółki z branży e-commerce morele.net za wyciek danych, 201 tys. zł dla spółki z branży reklamowej ClickQuickNow czy 56 tyś. zł dla Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. Szerzej o karach finansowych, nie tylko w Polsce ale innych krajach członkowskich można poczytać w raporcie dotyczącego naruszeń danych osobowych pt. Data Breach Survey. To raport opracowany przez kancelarię DLA Piper. Zainteresowanym gorąco polecam jego lekturę.
Jest więc się czego obawiać.
Zdecydowanie. Ale proszę pamiętać, że można i należy się przed tym chronić. Wystarczy skorzystać z określonych narzędzi i umiejętności osób, które specjalizują się w zagadnieniach związanych z RODO, jaki i również wiedzą, w jaki sposób swobodnie poruszać się po tej materii.
I tym pozytywnym akcentem zakończymy. Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Ja również dziękuję.
Powiat częstochowski
Nauczyciele skrzyknęli się na facebook’u, by zebrać pieniądze na leczenie swojej koleżanki
„Pomagamy Izie” – tak nazywa się strona w popularnym serwisie społecznościowym założona po to, by poprzez licytacje różnych przedmiotów pomóc Izabeli Matczak w zebraniu 20 tys. zł na leczenie nowotworu. Każdy może wesprzeć akcję choćby poprzez udostępnianie postów. Czas nagli.
Izabela Matczak (na zdjęciu) jest nauczycielką w Zespole Szkół Specjalnych nr 23 im. Janusza Korczaka w Częstochowie. Od paru lat zmaga się z czerniakiem. To najbardziej postępujący z nowotworów i niestety dający bardzo szybkie przerzuty.
– Mama przeszła zabieg amputacji palca stopy, na którym umiejscowił się czerniak oraz wycięcie węzłów pachwinowych, gdzie był pierwszy przerzut. Leczenie zakończyło się pomyślnie, mama była pod stałą kontrolą lekarską. Niestety w lutym tego roku badanie kontrolne wykazało zmianę w głowie – informuje jej córka Katarzyna Czerwińska.
Okazało się, że to przerzutowy guz mózgu. Pani Iza przeszła operację jego wycięcia, jednak badania wykazały, że zmiany nowotworowe są złośliwe.
– Mama musi więc nadal mieć leczenie onkologiczne. O ile radioterapia była dla nas dostępna, to niestety dalsze leczenie immunoterapią jest bardzo drogie i często wymaga refundacji z ministerstwa. Bardzo ciężko jest szybko ją zdobyć, a czas odgrywa tutaj ogromną rolę – podkreśla Katarzyna Czerwińska.
Córka, by ratować życie i zdrowie mamy, w znanym serwisie zrzutka.pl założyła zbiórkę, gdzie każdy może wpłacić dowolną kwotę i tym samym pomóc w zebraniu 20 tys. zł koniecznych na pierwszą rundę immunoterapii.
W tym samym czasie solidarność z koleżanką zamanifestowało grono pedagogiczne z placówki, w której od lat pracuje Izabela Matczak.
– Iza jest moim mentorem, doskonałym pedagogiem i osobą, która nigdy nikomu nie odmawia pomocy – mówi o niej Anna Wrońska, koleżanka z pracy. – Dziś to ona potrzebuje naszej pomocy i stąd narodził się pomysł, by pomóc w zbiórce pieniędzy na jej leczenie poprzez wykorzystanie facebook’a – dodaje.
Codziennie, na stworzonej w tym serwisie stronie „Pomagamy Izie”, odbywają się po trzy licytacje różnych przedmiotów, które od darczyńców pozyskują koleżanki pani Izy. Cały dochód, jaki uda się zgromadzić od uczestników poszczególnych licytacji, trafia na konto zbiórki. Można ją znaleźć tutaj.
Powiat częstochowski
Przybyły nie tylko dwie nowe pracownie, ale i specjalistyczny sprzęt
W częstochowskim szpitalu na Parkitce pojawił się nowy sprzęt. Zakupiono między innymi nowoczesny angiograf oraz urządzenie wspomagające diagnostykę koronawirusa. Placówka może się również pochwalić tyle co otwartymi pracowniami biologii molekularnej oraz bronchoskopii.
Jak przekonują tamtejsi medycy, aniograf oferuje bardzo dobrą jakość obrazowania oraz wysokiej klasy systemy kontroli dawki. Ma to tym samym zapewniać maksymalne bezpieczeństwo zarówno pacjentów, jak i personelu medycznego.
– Aparat jest wyposażony w wiele dodatkowych funkcji, jak na przykład ocena czynnościowa zwężeń wieńcowych czy obrazowanie naczyń wieńcowych od środka. Te systemy są w pełni zintegrowane z torem wizyjnym, co pozwala lekarzowi wykonującemu zabieg na precyzyjne umieszczenie implantowanego stentu w naczyniu, a jednocześnie skraca czas badania i obciążenie pacjenta – wyjaśnia dr n. med. Jacek Gabryel, kierownik Oddziału Kardiologii i Pracowni Hemodynamiki.
Angiograf umożliwia również wykonanie badania pojedynczym skanem z obrotem lampy o prawie trzysta sześćdziesiąt stopni wokół ciała pacjenta. Jeszcze bardziej przyspiesza to wykonywany zabieg i pozwala zmniejszyć ilość wykorzystywanego kontrastu oraz dawkę promieniowania.
Zakup angiografu to nie jedyna istotna inwestycja, którą szpital zrealizował w ostatnim czasie. Z uwagi na trwającą epidemię, koniecznością stało się utworzenie pracowni biologii molekularnej. Metody wykorzystywane w dziedzinie, którą będą zajmować się pracujący w niej specjaliści, są obecnie bardzo ważnym elementem diagnostyki w wielu dziedzinach medycyny. W tym również w mikrobiologii klinicznej. W opinii kierownictwa szpitala wymaga to zarówno doświadczonego, profesjonalnie przygotowanego personelu, jak również specjalistycznego sprzętu.
– To dlatego właśnie szpital otrzymał od Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego nowoczesny aparat do badań molekularnych – dodaje senator Ryszard Majer (na zdjęciu w środku), który uczestniczył w otwarciu nowej pracowni.
Ta natomiast będzie nastawiona przede wszystkim na diagnostykę antygenu wirusa SARS-CoV-2. Od teraz możliwe będzie wykonywanie szeroko pojętych badań, które do tej pory nie były realizowane w Częstochowie.
– Tym samym będziemy w stanie oznaczać wiele patogenów zapalnych, ich geny oraz geny lekoodporności, co znacznie ułatwi i przyspieszy proces diagnostyki i leczenia – podkreśla Elżbieta Maćkowiak, kierownik Zakładu Mikrobiologii Klinicznej.
Szereg inwestycji poczynionych zostało też na rzecz siedziby placówki przy ulicy PCK. To tam znajduje się między innymi blok operacyjny oraz doposażona w nowy sprzęt pracownia bronchoskopii. Zakupiono do niej nowoczesny wideobronchoskop ultrasonograficzny. To sprzęt, który nie tylko zdecydowanie ułatwia przeprowadzenie bronchofiberoskopii i umożliwia pobranie materiału do badań nawet z trudno dostępnych miejsc oskrzelowych.
– Umożliwia też operatorowi utrzymanie obrazu endoskopowego w pełnym polu widzenia. Wspomniane badanie to jedna z najnowocześniejszych metod diagnostyki chorób dróg oddechowych. Wykorzystywane jest przede wszystkim w diagnostyce nowotworów płuc przebiegających z powiększeniem węzłów chłonnych śródpiersia i wnęki płuca. Znajduje również zastosowanie w diagnostyce innych chorób układu oddechowego, takich jak sarkoidoza, gruźlica czy chłoniaki – dodają specjaliści z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. NMP w Częstochowie.
Powiat częstochowski
Jesteś w grupie ryzyka? Jeszcze w tym roku będzie można się bezpłatnie przebadać
Przez dwa lata w sumie sześciuset mieszkańców powiatu częstochowskiego będzie miało możliwość wzięcia udziału w profilaktycznym programie wczesnego wykrywania nowotworu jelita grubego.
Z nieodpłatnej kolonoskopii skorzystać będą mogli pacjenci z trzech grup wiekowych. Chodzi o osoby w przedziałach wiekowych od 50 do 65 roku życia, od 40 do 49 oraz te mające od 25 do 49 lat. Warunkiem uprawniającym do skorzystania z tej diagnostyki będzie to, iż żaden z chętnych nie miał w minionej dekadzie wykonywanej kolonoskopii.
O ile pierwsza grupa będzie mogła poddać się badaniu niezależnie od tego czy w rodzinie wystąpił rak jelita grubego, to w kolejnej, aby się zaklasyfikować, trzeba będzie wykazać iż przynajmniej jeden krewny pierwszego stopnia mierzył się w przeszłości z tą chorobą. Z kolei osoby z najmłodszej grupy zakwalifikują się na badanie jeśli występuje u nich zespół Lyncha. To schorzenie, które w 80 proc. przypadków powoduje ryzyko zachorowalności.
– Zwiększenie wykrywalności raka jelita grubego we wczesnym stadium zwiększa szanse na to, że pacjent przeżyje – przekonują władze powiatu wraz ze specjalistami z częstochowskiej przychodni Inter Max, która będzie realizować badania.
Jak przekonują urzędnicy starostwa, niebawem ogłoszony ma zostać termin zapisów na finansowaną przez tę instytucję kolonoskopię.
Powiat częstochowski
Trzaskowski: Nie ma już w polskiej polityce Tuska, może i czas, by zniknął z niej Kaczyński
Tysiące zwolenników Rafała Trzaskowskiego pojawiło się w sobotnie popołudnie na Placu Biegańskiego w Częstochowie. Przemówienie kandydata na urząd prezydenta z ramienia Koalicji Obywatelskiej poprzedziło wystąpienie jego małżonki.
– Znam miasto bardzo dobrze ponieważ moja koleżanka, z którą mieszkałam na studiach w akademiku, pochodzi z Częstochowy – podkreśliła Małgorzata Trzaskowska.
Wcześniej żona polityka spotkała się z częstochowskimi amazonkami, z którymi rozmawiała o problemach z dostępem do opieki zdrowotnej, badań profilaktycznych i rehabilitacji, ale także i o edukacji prozdrowotnej.
– Trzeba natychmiast przywrócić programy profilaktyczne dla kobiet. Trzeba zwiększyć wynagrodzenia pielęgniarek, lekarzy i innych pracowników służby zdrowia – mówiła zanim oddała głos swojemu małżonkowi.
Rafał Trzaskowski podróżuje po Polsce z dwoma mównicami. Jedna jest dla niego. Druga z kolei dla kontrkandydata, z którym w najbliższą niedzielę zmierzy się w drugiej turze wyborów.
– Są nas tu dziś tysiące, ale brakuje jednej osoby. Prezydenta Andrzeja Dudy. Brakuje z tej prostej przyczyny, że pan prezydent nie chce stanąć do debaty. I dlatego postanowiliśmy wozić ze sobą tą drugą mównicę, żeby prowadzić debatę korespondencyjną. Do momentu, kiedy prezydent zdecyduje się podjąć rękawice i odbyć rozmowę o naszych wszystkich problemach – zaznaczył na wstępie.
Jak podkreślił Trzaskowski, dzisiaj trzeba patrzeć w przyszłość i zająć się ważnymi tematami. Uważa, że różnica pomiędzy nim, a obecną głową państwa jest prosta. Jak podkreślał prezydent Warszawy, on obawia się czasem jedynie swojej małżonki, natomiast Andrzej Duda obawia się prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
– Przed nami koniec pewnej epoki. Nie ma już na polskiej scenie politycznej Donalda Tuska i może czas, by zniknął z niej Jarosław Kaczyński – stwierdził, czym wyraźnie wzbudził entuzjazm przybyłych na spotkanie z nim zwolenników.
Trzaskowski zaproponował, by spojrzeć w przyszłość i zająć się tym co naprawdę istotne. W jego opinii Polska potrzebuje silnego i niezależnego prezydenta.
– W momencie, gdy rząd będzie chciał podejmować dobre decyzje dla obywateli, to prezydent powinien z rządem współpracować, a nawet pobudzać do działania. Kłaść na stół projekty ustaw. Na przykład o kwocie wolnej od podatku, emeryturze wolnej od podatku czy pomocy frankowiczom. Tak powinien zachowywać się prezydent – wymieniał. – Silny i niezależny prezydent musi być też gotowy do tego, by wetować wszystkie rozwiązania, które są złe dla obywateli. Jeśli rządzący będą chcieli podnosić podatki, znowu łamać konstytucję i naruszać demokrację to powiem im gromkie: nie – dodawał, a tłum w odpowiedzi skandował, że chce zmiany.
Rafał Trzaskowski wytykał Andrzejowi Dudzie, że ten słucha jedynie kolegów partyjnych z prezesem PiS na czele.
– A ustawy podpisuje w nocy, gdy słabo widać, w ostatniej chwili i nawet nie wiem czy je wcześniej czyta – punktował.
Swojemu kontrkandydatowi wytknął również to, że prezydenturę zaczął od ułaskawienia nadużywających prawa kolegów partyjnych. Odniósł się także do medialnych doniesień, według których Andrzej Duda ułaskawił skazanego za pedofilię.
– Nie ma mowy o ułaskawieniu koleżanek i kolegów, ale nie ma też mowy o ułaskawianiu kogoś, kto zamachnął się na coś najważniejszego, na rodzinę. Nie ma mowy o ułaskawieniu pedofila. Kiedy będę prezydentem zadbam o to, by system ułaskawień był całkowicie przejrzysty. By wyłączyć z niego takie przestępstwa jak gwałt, pedofilia czy morderstwo ze szczególnym okrucieństwem – zadeklarował.
Polityk Platformy Obywatelskiej nawiązał też do ośmioletnich rządów jego partii z PSL-em.
– Udało się zrobić wiele dobrych rzeczy, ale oczywiście też popełnialiśmy błędy. I co najważniejsze ponieśliśmy karę, bo przecież przegraliśmy wybory. Jestem w stanie jasno o tym mówić. O tym, co było dobre i co było złe. To mnie różni od mojego konkurenta politycznego, że potrafię powiedzieć co PiS robił dobrze – obiecując przy okazji, iż program 500+ to projekt, który ma zamiar bronić.
Zapowiedział, że stworzy apolityczną kancelarię prezydenta, w której dominować będą eksperci i społecznicy. A każdy kto będzie chciał z nim pracować, ten będzie musiał najpierw złożyć legitymację partyjną.
– Ale najpierw potrzebny jest ten ostatni zryw, determinacja i przekonywanie ludzi. Jak to razem zrobimy to zwyciężymy – zagrzewał zwolenników do pomocy. – Jest tu z nami jeden pan, który jak słyszę ma inne zdanie. Wielkie brawa dla niego. Ten pan się wyrywa, żeby przemówić za prezydenta Andrzeja Dudę. Chcę zupełnie serio powiedzieć, że ten pan ma odwagę. Andrzej Duda nie miał odwagi, a ten pan przyszedł tu sam i zaraz chętnie z nim porozmawiam – stwierdził.
Powiat częstochowski
Można zarobić pieniądze. Urzędy gmin poszukują rachmistrzów
Chętni do pracy w roli rachmistrza terenowego przy nadchodzącym spisie rolnym, mają czas do 8 lipca na wysłanie zgłoszenia. Sam spis wystartuje 1 września i potrwa do końca listopada.
Powszechny Spis Rolny ma za zadanie pozyskać dane umożliwiające analizę zmian, jakie zaszły w polskim rolnictwie przed oraz po naszym wstąpieniu do Unii Europejskiej. Posłuży także do porównania ich z danymi gospodarstw w innych państwach członkowskich.
– Istotne znaczenia będzie miało również rozeznanie sytuacji społeczno-demograficznej i ekonomicznej rolników oraz o prowadzonej produkcji rolnej – tłumaczą urzędnicy.
W celu jego przeprowadzenia urzędy gmin poszukują rachmistrzów. Jakie warunki trzeba spełnić, by móc podjąć się tego zajęcia? Przede wszystkim kandydat powinien być pełnoletni, posiadać co najmniej średnie wykształcenie oraz posługiwać się językiem polskim w mowie i piśmie. Nie może być również skazany prawomocnym wyrokiem za umyślne przestępstwo lub umyślne przestępstwo skarbowe. Każda zakwalifikowana osoba będzie musiała także odbyć szkolenie, które zakończone zostanie egzaminem testowym.
Zgłoszenia chętnych muszą zawierać imię i nazwisko, adres zamieszkania, numer telefonu oraz adres poczty elektronicznej. Należy do niego dołączyć oświadczenie o spełnianiu wymogu niekaralności, składane pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych oświadczeń.
O uzyskaniu statusu rachmistrza zadecyduje liczba punktów zdobytych przez kandydata oraz kolejność zgłoszeń podczas naboru. Po podpisaniu umowy z Urzędem Statystycznym rachmistrz otrzyma identyfikator oraz urządzenie mobilne, na którym będzie rejestrował dane zebrane od respondentów.
Każdorazowo za przeprowadzenie bezpośredniego wywiadu w gospodarstwie rolnym otrzyma 37 zł. Jeśli będzie przeprowadzał wywiady telefonicznie, to stawka w tym przypadku wynosić będzie 20 zł za każdy z nich. Z kolei jeśli rachmistrz będzie pełnił dyżury przy udzielaniu informacji, w trybie infolinii spisowej, i umawiał bezpośrednie wywiady z użytkownikami gospodarstw rolnych, to wówczas może liczyć na 12 zł za godzinę pracy. Wszystkie podane kwoty uwzględniają podatek.
Powiat częstochowski
Hołownia w Częstochowie: Dla dobra kościoła i dobra państwa trzeba przeprowadzić rozdział
Pomimo niesprzyjającej pogody kilkuset zwolenników Szymona Hołowni pojawiło się wczoraj późnym popołudniem na Placu Biegańskiego. Wcześniej kandydat odwiedzał mieszkańców w domach, przekonując częstochowian do poparcia jego wizji prezydentury.
– Chodząc dzisiaj w waszym mieście od drzwi do drzwi i rozmawiając z ludźmi często słyszałem, że są oni już zmęczeni tym duopolem PiS-u i Platformy. Nie chcę Polski PiS-u, ani Polski Platformy. Chcę takiej Polski, w której prezydent będzie i z PiS-em i z Platformą rozmawiał o tym, co jest dobre dla Polaków, a nie tym nieustannym zajmowaniem nas ich problemami. Polityka odkleiła się od rzeczywistości. Politycy zajmują się sobą, a nie zajmują się nami. To jest właśnie ta rzecz, która może się 28 czerwca zacząć kończyć, bo polityków wynajmujemy po to, by rozwiązywali nasze problemy – mówił do zebranych Hołownia.
W swoim wystąpieniu wielokrotnie stawiał się w opozycji do tych dwóch ugrupowań.
– Popatrzcie, jak wygląda dzisiaj spór między dwoma, wielkimi graczami. Między PiS-em, a Platformą. Jedni puszczają spot o Dudzie, żeby go ośmieszyć i pokazać, jaki jest zabawny, drudzy spot o Trzaskowskim, żeby pokazać, że jest kłamcą, że jest siaki i owaki. Oni się tak tym świetnie bawią, że nawet zapomnieli programów napisać swoim kandydatom. Andrzej Duda ma szczątkowy, a Rafał Trzaskowski w ogóle nie ma żadnego. Powiedział, że może na piątek się wyrobi, podczas kiedy wybory są w niedzielę. Nadchodzi ten moment, by im pokazać, że to my jesteśmy siłą. Że to my, bezpartyjni obywatele, nieuwikłani w ten spór obywatele, mamy prawo żądać od polityków załatwiania naszych spraw – przekonywał.
W opinii Hołowni, kolejny partyjny prezydent, niezależnie czy będzie wywodzić się z PiS-u czy z Platformy Obywatelskiej, będzie pogłębiał istniejący problem wojny polsko-polskiej.
– To wybór między pożarem w domu, a złamaniem ręki. My musimy załatwiać sprawy, iść do przodu. Ani PiS, ani Platforma nie zbudowały solidnego systemu ochrony zdrowia w Polsce. A co z edukacją? – pytał retorycznie, by zaraz odpowiedzieć zebranym. – Mamy pomysł na polską szkołę. Na to jak sprawić, by była to szkoła, która zamiast zakuwania uczy rozumienia. Szkoła z nauczycielem, który jest tak dobrze opłacany, że samemu opłaca mu się uczyć. Dlatego w swoim programie mówię, że nauczyciel na starcie powinien zarabiać średnią krajową. I to nie jest rozrzutność, to jest inwestycja – dodawał.
W kontekście służby zdrowia kandydat uważa, że przede wszystkim trzeba odłużyć szpitale, przekazać je samorządom razem ze składką zdrowotną i zamiast na szpitalnictwo postawić akcent na profilaktykę.
– Dlatego mówię, że obywatele powinni mieć raz na kilka lat wolny dzień, w którym zrobią sobie kompleksowe badania. One kosztują w prywatnych przychodniach wiele tysięcy, ale to jest inwestycja. Bo jeżeli teraz wydamy parę tysięcy na badania, to nie wydamy później 30-40 tys. zł na szpital za trzy czy cztery lata. Bo po prostu wcześniej wyłapie się choroby – argumentował.
Podkreślał, że chce również państwa, które myśli w kategoriach pokolenia, a nie kadencji.
– Państwa, które stawia wielkie społeczne budowle, a nie absurdy w rodzaju Centralnego Portu Komunikacyjnego, na który już wydano 310 mln zł, albo kompletnie niemądrego przekopu Mierzei Wiślanej, o której wojskowi mówią, że otwieramy drogę rosyjskiej marynarce wojennej, która będzie mogła manewrować przez ten przesmyk choć sami nie mamy jednostek, które mogłyby przejść przez jego zanurzenie. Oni na to wywalili 2 mld zł. W kraju, w którym nie ma 800 tys. zł na telefon zaufania dla dzieci i młodzieży, na który dzwoni osiemnaścioro dzieci dziennie mówiąc, że chce popełnić samobójstwo – grzmiał.
W jego wystąpieniu pojawił się również akcent związany z częstochowskim PKS-em. Sporo było o ekologii i kryzysie wodnym. Polityk przekonywał, że należy przestawić energetykę na tę zieloną i wzmocnić ludzi pieniędzmi, by sami zakładali spółdzielnie prosumenckie, produkowali energię i sprzedawali nadwyżkę do sieci.
– Polacy są na tyle przedsiębiorczy, że nie potrzebują jednej wielkiej centralnej elektrowni jądrowej imienia braci Kaczyńskich. Polacy ogarną to sami. Tylko trzeba wspierać ich przedsiębiorczość, a nie myśleć jak za Gierka, że jest nam potrzebny wielki narodowy centralny port lotniczy, narodowy postój taksówek czy centralny narodowy sklep spożywczy – wymieniał w prześmiewczym tonie.
Dodawał, że ludzie potrzebują państwa, które wspiera samorządy.
– A nie takie, które kantuje, jak teraz, na subwencji oświatowej. Państwa, które wysyła samorządom pieniądze za realizowanie zadań, a nie zleca zadania i zostawia. Jako prezydent będę wetował każdą ustawę, która będzie ograniczała kompetencje samorządów – deklarował.
Podczas spotkania na placu Biegańskiego odniósł się też do spaw zagranicznych.
– Polska w polityce międzynarodowej musi być czymś więcej niż podróżowaniem z klęcznikami do Waszyngtonu żeby prowadzić negocjacje, które nie wiadomo o czym są i nie wiadomo jak zostały przygotowane. Oni (rządzący – przyp. red.) wpędzają nas w te kompleksy i mówią, że wstaliśmy z kolan. Polska w Unii Europejskiej dzisiaj powinna zajmować miejsce po Wielkiej Brytanii. Bo mamy do tego potencjał, aby być jednym z najważniejszych graczy. Dziś jesteśmy na samym końcu, nikt się z nami nie liczy, nie bierze nas poważnie pod uwagę. W dzisiejszym świecie musimy być w różnych sojuszach, bo na tym polega nasz interes – podkreślał.
Mówił, cytując papieża Franciszka, że jedność to nie jest jednolitość tylko pojednana różnorodność. Przekonywał, że Polacy potrzebują dziś prezydenta, który będzie nas uczył, jak się różnić jedocześnie nadal mieszkając w jednym domu. Ale chciałby także faktycznego rozdziału kościoła od państwa.
– Kościół i państwo na swoje miejsce. Jasna Góra to nasze narodowe sanktuarium. Jak można dopuścić do tego co się tam dzieje? Jak można dopuścić do wygłaszania kazań przez panią wicepremier i opowiadania dyrdymałów o ewangeliście Mateuszu i ewangeliście Łukaszu? – nawiązywał do niemądrej wypowiedzi biskupa Antoniego Długosza. – Dobrze że prezes nie nazywa się Jan, a prezydent Marek, bo już mielibyśmy komplet ewangelistów. Nie wiem jak Matka Boża to wytrzymuje. Za mojej kadencji nie będzie łączenia uroczystości kościelnych z państwowymi. Bo niby dlaczego żołnierze, którzy mają swoje sumienia i swoje wiary mają być zmuszani do uczestnictwa w obrządku religijnym mojego wyznania? – deklarował.
Hołownia jako prezydent nie będzie też potrzebował kapelana.
– Mogę chodzić do kościoła, jak każdy normalny człowiek. Jako katolik i obywatel zaangażowany mam prawo, by taki rozdział postulować i przeprowadzić. Konieczny jest także audyt przepływów finansowych pomiędzy państwem, a instytucjami ojca Tadeusza. Ale także i relacji finansowych państwa i kościoła. Jak będzie trzeba zajmiemy się także kwestią opodatkowania czy lekcji religii w szkołach. To są wszystko rzeczy, o których możemy i powinniśmy dyskutować, by państwo i kościół odzyskały swoją moc i sprawczość. A nie nawzajem zakleszczone robiły to co PiS i Platforma tylko w innej konfiguracji – punktował konkurentów przy widocznym aplauzie zgromadzonych.
Odniósł się także do jednego z głównych swoich haseł w tej kampanii wyborczej – pokolenie nie kadencja.
– Moja córka i wasze dzieci nie żyją w trybie niczyjej kadencji. Ich nie obchodzi cztery czy pięć lat. Ich obchodzi to co będzie za lat dziesięć, piętnaście, dwadzieścia. Państwo to wielki statek i już dziś trzeba zacząć kręcić kołem, żeby on popłynął we właściwym kierunku za trzy czy pięć lat. Prezydent ma nie widzieć elektoratu, prezydent ma widzieć człowieka. Prezydent ma być kimś kto nam przypomni, że my sobie nawzajem powinniśmy patrzeć w oczy, a nie tylko na ręce i do portfela. Patrzeć w oczy bez agresji i zastanawiając się jednocześnie, jak możemy coś zbudować, a nie jak możemy się znowu podzielić. Taka prezydentura jest możliwa i od takiej prezydentury dzieli nas tylko wasz głos – apelował o poparcie w najbliższą niedzielę.
Powiat częstochowski
Kosiniak Kamysz: Trzeba współpracować ze wszystkimi. Tylko stojąc pośrodku ma się na to szansę
W ramach toczącej się kampanii prezydenckiej do regionu zawitał ubiegający się o najwyższy urząd w państwie lider PSL-u. Władysław Kosiniak-Kamysz spotkał się z dziennikarzami w Częstochowie, a następnie w Poraju z mieszkańcami i samorządowcami. – Jest zasadnicza różnica pomiędzy mną, a Andrzejem Dudą, który jest podwykonawcą woli prezesa Kaczyńskiego – przekonywał.
Polityk w pierwszej kolejności odniósł się do ataków na osoby ze środowiska LGBT, które w ostatnich dniach zdominowały medialną przestrzeń.
– Jeszcze raz wzywam wszystkich polityków, szczególnie kandydatów, żeby każdemu człowiekowi, niezależnie od jego poglądów, światopoglądów i preferencji, okazywali szacunek. To jest podstawa funkcjonowania w życiu politycznym, ale także w życiu społecznym. To jest podstawa naszego człowieczeństwa. Nie ma zgody na deptanie czyjekolwiek godności i szacunku – apelował Kosiniak-Kamysz.
Jak podkreślał, w jego opinii dyskusja została wygenerowana przez polityków, którzy boją się prawdziwych tematów. Choć, jak później zaznaczył, w przypadku gdyby na jego prezydenckie biurko trafił projekt ustawy o małżeństwach jednopłciowych, to sam by jej nie podpisał.
– Niech obóz rządzący, ale i prezydent Duda pokażą jaka jest sytuacja budżetu państwa i jak wyglądają finanse publiczne dzisiaj w dobie koronawirusa? Co z trzynastą emeryturą w przyszłym roku? Czy Polacy mają się obawiać kolejnych podwyżek za śmieci? Co z rekompensatami za prąd? Czy prawdą jest, że władze chcą wprowadzić podatek katastralny? Bo coraz więcej sygnałów odnośnie tego podatku się pojawia – grzmiał kandydat.
W jego opinii to właśnie zła sytuacja budżetowa zmusza Prawo i Sprawiedliwość do szukania tematów zastępczych, na których on nie zamierza się w ogóle skupiać. Jak mówił, interesują go tylko sprawy najważniejsze. Dlatego właśnie zdecydował się na start w nadchodzących wyborach.
– Moim nadrzędnym celem w polityce, nie od dziś, jest przywrócenie w Polsce braterstwa, normalności i współpracy. Chcę budować mosty pojednania, a nie mury nienawiści – deklarował.
Jak lider Polskiego Stronnictwa Ludowego zamierza to zrobić? Przede wszystkim pokonując kryzys ustrojowy i polityczny.
– Musimy dokonać zmian politycznych, żeby polityka stała się normalna. Trzeba zakończyć tę wojnę polsko-polską i pokazać jak można współpracować. Ja to udowadniałem przyjmując Kartę Dużej Rodziny, za którą wszyscy głosowali, ale także roczne urlopy macierzyńskie czy kosiniakowe tysiąc złotych na każde dziecko. To są projekty wokół których gromadziłem całą scenę polityczną. Więc mam pomysł jak wyjść z tego kryzysu – mówił.
Kosiniak-Kamysz chciałby również, aby raz do roku w Polsce odbywał się dzień referendalny. Od czasu koalicyjnego mariażu z Pawłem Kukizem, kandydat ludowców uważa, że o jest prawdziwe przejście do demokracji bezpośredniej.
– Drugi kryzys to jest kryzys gospodarczy, który w wielu kwestiach dotyka nasze rodzinne firmy – kontynuował. – W kwietniu 77 tysięcy firm zawiesiło swoją działalność. Kilkanaście tysięcy zrezygnowało z prowadzenia działalności. Pożyczka z urzędu pracy na poziomie 5 tys. zł to za mało, powinno być 50 tys. zł. Są na to pieniądze. Ponadto kwota wolna od podatku 8 tys. zł i dobrowolny ZUS. To są założenia i na czas kryzysu i na po kryzysie – wymieniał.
W opinii polityka, kryzys zdrowotny w czasie epidemii koronawirusa jeszcze bardziej ujawnił słabość rodzimej służby zdrowia. Podczas spotkania z dziennikarzami ubolewał, że brakuje lekarzy, pielęgniarek, personelu medycznego. Jako remedium na ten stan rzeczy uważa, że powinno postawić się na skrócenie specjalizacji, a także otwierać nowe kierunki kształcenia w dawnych miastach wojewódzkich.
– W 2030 roku średni wiek pielęgniarki będzie wynosił sześćdziesiąt lat. Dlatego trzeba stworzyć taki system, by zachęcić do podejmowania kształcenia na kierunku pielęgniarstwa. Konieczne jest dofinansowanie ochrony zdrowia i jej odbiurokratyzowanie, oddłużenie szpitali i podniesienie wynagrodzeń ze sztandarowym projektem 1,5 tys. zł jako premii dla bohatera – dodawał nadmieniając, że w jego programie są też rozwiązania, które dotyczą spraw samorządowych.
Kandydat ludowców przekonany jest, iż konieczna jest nowa ustawa o dochodach samorządu. W swoim wystąpieniu poświęcił uwagę kwestiom związanym z subwencją oświatową. Według niego powinna ona w stu procentach pokrywać wynagrodzenia nauczycieli.
– Wtedy jest szansa, że szkoły będą oddychać pełną piersią i będą mogły się rozwijać – akcentował Kosiniak-Kamysz.
Co kandydat proponuje dla subregionu częstochowskiego? Wbrew innym politykom nie będzie obiecywał, że na mapę Polski powróci województwo częstochowskie. Chce za to prowadzenia takiej polityki, która będzie wzmacniać subregion. Między innymi poprzez utworzenie filii kancelarii prezydenta w miastach wojewódzkich. Zarówno w tych obecnych, jak i byłych.
– Swój kapitał polityczny wielu polityków PiS-u zbijało na tym, że obiecywało powrót województwa częstochowskiego. Mając swojego prezydenta, parlament i rząd, przez cztery lata nawet nie było takiego wniosku. Nie dajcie się zwieść, nie wierzcie w te bajki, które są opowiadane po to tylko, żeby wygrywać wybory. To co można zrobić dzisiaj to wzmacniać stolice subregionu i sam subregion. Przez środki europejskie, które tutaj trafiają. Częstochowski jest najlepszym subregionem w Polsce jeśli chodzi o wykorzystanie środków europejskich. I z tego należy być dumnym – argumentował.
W dalszej części swojego wystąpienia Kosiniak-Kamysz odniósł się do kwestii dworca w Kłobucku, którego modernizację kilka lat temu obiecywała premier Beata Szydło.
– Byłem tam w kampanii parlamentarnej rok temu. Znam dobrze ten problem. Odwiedzałem mieszkańców tego dworca, gdyż tam są jeszcze mieszkania dla pracowników, kiedyś kolei. Nic się tam przez te pięć lat nie wydarzyło. Co się dzieje z PKS-em w Częstochowie? Dzisiaj zamiast dokonywać jakiś inwestycji w Centralny Port Komunikacyjny to najpierw władza powinna zadbać o drogę, ścieżkę rowerową, oświetlone przejścia czy inny Fundusz Dróg Samorządowych, który będzie dzielił pieniądze w sposób nieupolityczniony, nieupartyjniony, tylko według potrzeb obywatelskich i ilości mieszkańców – podkreślał, tłumacząc iż powinien on być proporcjonalnie dzielony.
PSL-owiec zamierza też doprowadzić do podwojenia ogródków działkowych. Chciałby, żeby działkowcy, których w kraju jest około miliona, czuli się bezpieczni i pewni, że nie dojdzie do wykupu działek.
– To jest 44 tysięcy hektarów zieleni w Polsce. Około 5 tysięcy ogrodów działkowych. Koronawirus pokazał jak bardzo są przydatne. Nie zawsze będziemy mogli wyjechać na wakacje czy weekendy. Trzeba postawić na rozwój tej przestrzeni i wolnego czasu, odpoczynku, aktywności, jak i również zdrowej żywności, bo przecież często powstają tam małe ogródki. Mamy suszę atmosferyczną, hydrologiczną, a to powoduje, że musimy dbać o zielone przestrzenie w miastach. To nie jest kwestia wsi i zbiorników retencyjnych. To jest właśnie kwestia przestrzeni zielonych w miastach – mówił.
Kandydat dużo mówił też o wadze współpracy. Jako dobre przykłady podawał sukces pokojowej transformacji ustrojowej, przywrócenie samorządu gminnego czy wejście do NATO i Unii Europejskiej.
– Polska była wielka zawsze wtedy, gdy współpracowaliśmy. Trzeba współpracować z jednymi i drugimi. I tylko osoba stojąca pośrodku ma na to szansę. Jak będzie dobra ustawa skierowana przez premiera Morawieckiego dotycząca choćby wsparcia polskich rodzin, to oczywiście ją podpiszę i będą ją wspierał i o nią dbał. Jak będzie głupota, jak przekazywanie 2 mld zł na telewizję rządową, na propagandę, to taka ustawa wyląduje w koszu, a 2 mld pójdą na onkologię i wsparcie dzieci w chorobach rzadkich. To jest ta zasadnicza różnica pomiędzy mną, a Andrzejem Dudą, który jest podwykonawcą woli prezesa Kaczyńskiego i stosuje wiernopoddańczą politykę. Taki model wybrał i takim był prezydentem przez pięć lat. To jest jego wybór, natomiast ja będę współpracował, ale też stawiał warunki – dodał na zakończenie.
Powiat częstochowski
Awans zastępcy komendanta. Częstochowska straż ma nowego szefa
15 maja na czele Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie stanął st. kpt. Tomasz Bąk (na zdjęciu z prawej), dotychczasowy zastępca komendanta miejskiego.
Nowy komendant posiada bogate doświadczenie taktyczne i operacyjne w dowodzeniu działaniami ratowniczo-gaśniczymi. Od lat współpracuje także ze środowiskiem Ochotniczych Straży Pożarnych z terenu powiatu częstochowskiego.
Swoją służbę zaczął w 1997 roku od stanowiska dowódcy zastępu zaraz po ukończeniu Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu. w 1997 roku i rozpoczął służbę w Komendzie Rejonowej PSP w Częstochowie na stanowisku dowódcy zastępu. Zajmował kolejno stanowiska dowódcy sekcji, zastępcy dowódcy zmiany oraz zastępcy dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej. Zastępcą komendanta częstochowskiej PSP został w lipcu 2018 roku.
Wraz z rozwojem swoje kariery zawodowej stale podnosił swoje kwalifikacje kończąc Wszechnicę Świętokrzyską w Kielcach, Wyższą Szkołę Zarządzania w Częstochowie, Szkołę Główną Służby Pożarniczej oraz Wyższą Szkołę Biznesu w Dąbrowie Górniczej.
W międzyczasie został odznaczony Brązowym Medalem za Długoletnią Służbę, Brązową Odznaką „Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej”, a także Złotym Medalem za Zasługi dla Pożarnictwa.
Powiat częstochowski
Awizo zamiast listu choć adresat w domu. Poczta stwarza problem, a później bohatersko z nim walczy
Z płynącego ze szczytów władzy nakazu, by maksymalnie ograniczać przebywanie poza domem, zdają sobie nic nie robić pracownicy Poczty Polskiej. Zamiast dostarczać korespondencję, zostawiają w skrzynkach awiza, zmuszając tym samym ludzi do odwiedzania placówek.
Od kilku dni czytelnicy, głównie z większych ośrodków miejskich w regionie, zgłaszają nam problemy z otrzymywaniem listów poleconych. Mimo, iż przestrzegają zalecenia związanego z ograniczaniem wyjść tylko w niezbędnych sytuacjach, to przez wygodnictwo doręczycieli muszą fatygować się do okienka pocztowego. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku korespondencji skierowanej na redakcyjny adres.
– Kompletny brak wyobraźni. Tyle się mówi o tym, by siedzieć w domu i nie wychodzić bez konieczności, a tu w wyniku czyjejś bezmyślności ludzie muszą stać w kolejce po kilkadziesiąt minut. Tylko po to, by odebrać coś co listonosz powinien każdemu doręczyć w ramach swojej pracy. Najprościej jest wrzucić świstek do skrzynki i mieć wszystko gdzieś – nie ukrywa irytacji starsza pani, która podobnie jak inni kolejkowicze stoi karnie z awizem w ręku.
Opinią, że rozładowaniu zatorów pomogłoby rzetelne wykonywanie pracy przez listonosza, postanowiliśmy zainteresować kierownictwo częstochowskiej placówki przy ulicy Baczyńskiego.
– Nieprawda, nie ma pan racji – mówi naczelnik Katarzyna Skalik, próbując przekonywać, iż z zaplecza, w którym urzęduje, ma najlepszą orientację co do tego, jaką sprawę chcą załatwić ludzie stojący w kilkunastoosobowej kolejce przed budynkiem.
Poczta Polska na swojej stronie deklaruje z kolei, iż instytucja ta nie przewiduje żadnych ograniczeń w doręczaniu i odbiorze korespondencji.
– Przesyłki kurierskie, paczkowe i listowe doręczymy do wszystkich odbiorców – deklarują pocztowcy.
Jednak na pytanie czy ograniczanie się przez listonosza do zostawienia awiza w skrzynce i zmuszanie tym samym klienta do odwiedzenia placówki to najlepsza strategia Poczty Polskiej na walkę z rozprzestrzeniającym się koronawirusem, Justyna Siwek, jej rzecznik prasowy, nie potrafi odpowiedzieć.
Powiat częstochowski
Domy Pomocy Społecznej z Blachowni i Lelowa proszą o wsparcie
Dyrekcja blachowniańskiego i lelowskiego DPS-u wystosowała apel do mieszkańców powiatu. Pilnie potrzebują środków do dezynfekcji oraz odzież ochronną.
Obie placówki to instytucje, które podlegają częstochowskiemu starostwu. Podmioty te mają pod swoją pieczą trzystu podopiecznych.
– Pilnie potrzeba nam masek filtrujących typu FFP2 i FFP3, maseczek chirurgicznych, fartuchów i kombinezonów ochronnych, jednorazowych rękawiczek, gogli, przyłbic, okularów i obuwia ochronnego, a także środków do dezynfekcji powierzchni oraz skóry – wymienia Marcin Huras, dyrektor DPS w Blachowni.
Jak podkreśla, może przyjąć tylko sprzęt nieużywany, a wszystkich, którzy chcieliby wspomóc tę instytucję zachęca do kontaktu pod numerem telefonu 515 109 721.
Trudna sytuacja jest także w Lelowie. W tamtejszym DPS-ie na stałe przebywa setka przewlekle chorych osób. Opiekuje się nimi sześćdziesięcioro pracowników.
– Zwracamy się z gorącym apelem o wsparcie nas w zakresie zaopatrzenia w środki ochrony indywidualnej oraz środków do dezynfekcji rąk i powierzchni. Niezbędne są także jednorazowe rękawiczki, jak i również odzież ochronna w postaci fartuchów jednorazowego użytku, cienkich kombinezonów i maseczek – informuje Agnieszka Grewenda, prosząc o wcześniejszy kontakt pod numerem 609 150 535.
-
Poczesna2 miesiące temuTragiczny wypadek na trasie między Sobuczyną a Nieradą. Nie żyje 34-letnia kobieta
-
Blachownia3 lata temuPodwójna kompromitacja byłego sołtysa. Przegrał dwa procesy i wyszło, że jednak zarabiał na pornografii
-
Poczesna1 rok temuW gminie huczy, policja o niczym oficjalnie nie wie, a wójt milczy i unika odpowiedzi
-
Dąbrowa Zielona2 lata temuCórka wójt z koleżanką hurtowo wynosiły gazety ze sklepów. Lokalnemu układowi nie spodobał się artykuł

